niedziela, 16 lutego 2014

Kuroshitsuji tom 13 - Yana Toboso



Tytuł: Kuroshitsuji
Tom: 13
Autor: Yana Toboso
Wydawca: Waneko
Ilość stron: 194
Ocena: -6/6







Dramatyczna sytuacja na pokładzie liniowca powoli się uspokaja. Ludzie, a przynajmniej ci, którym udało się przeżyć, wydostali się ze śmiertelnej pułapki wewnątrz statku i teraz, mając nadzieję na pomoc, rozsiadają się w szalupach ratunkowych. Niestety dla Ciela to nie koniec zadania, gdyż do jego obowiązków należy dokopanie się do samego serca całej tej masakry. Mając pewność, że Lizzie i Snake znajdują się w dobrych rękach powraca do wypełniania swoich obowiązków. Tak się jednak składa, że to nie koniec atrakcji, gdyż na scenie pojawia się Undertaker, który ujawnia kilka ze swoich niewątpliwie licznych tajemnic. Któż spodziewałby się takiego obrotu spraw? I nagle sytuacja znowu się zaognia, zaś niebezpieczeństwo kolejny raz staje się naprawdę poważne i nieuniknione. Dla naszego młodego hrabiego i jego demonicznego kamerdynera taniec śmierci trwa nadal.

Trzynasty tom Kuroshitsuji to nie akcja, ale przede wszystkim trzy naprawdę istotne i interesujące rewelacje, o których nie sposób nie wspomnieć, jako że razem tworzą całą fabułę tej części serii. Na samym początku autorka pozwala czytelnikowi na wgląd w psychikę oraz elementy przeszłości Elizabeth, która przecież zaskoczyła nas pod koniec poprzedniego tomu. Uciążliwa, słodka do zemdlenia i wiecznie uśmiechnięta „mała dziewczynka” okazuje się nie tylko utalentowana w dziedzinie szermierki. Ot, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Lizzie ma, bowiem swoje powodu by zachowywać się jak niewinne, słabe dziecko. Wszystkie podejmowane przez nią decyzje mają za zadanie pomoc Cielowi i idealne dopasowanie się do niego, nawet jeśli oznacza to, iż pannica utknie na zawsze w „ciele” dziewczynki. Podejrzewam, że po tym tomie nigdy już nie spojrzę na Elizabeth tak samo, jako że jej obraz naprawdę uległ ogromnej zmianie. To co dawniej irytowało, teraz nabrało sensu.


Niemniej jednak, prawdziwa twarz Lizzie to niewielkie zaskoczenie w porównaniu z tym, co szykuje dla nas Undertaker. Zawsze dziwaczny, trochę niepokojący i zakrawający na niegroźnego szaleńca przydatny człowieczek, okazuje się kimś zupełnie innym. Różnica między osobą, za którą mieliśmy go do tej pory, a jego prawdziwym obliczem jest kuriozalna. Czy można było się tego domyślić? Nie sądzę! Naprawdę trudno jest pisać o nim z jednoczesnym zachowaniem tajemnicy, by nie psuć lektury osobom, które jeszcze z tym tomem nie miały do czynienia. Zdradzę jednak, iż w tym tomie mamy okazję „zajrzeć pod grzywkę” naszego ekscentryka, a jest na co popatrzeć!

I w końcu, ostatnia ciekawostka tego tomu, czyli kolejne elementy wspólnej przeszłości Sebastiana i Ciela zostają ujawnione! Wprawdzie w sposób niecodzienny, trochę niepokojący i zapewne w najmniej odpowiednim momencie, ale przecież śmierć nie umawia się na wizytę z miesięcznym czy przynajmniej tygodniowym wyprzedzeniem. Czytelnik wie już doskonale, w jaki sposób młody Phantomhive wyrwał się z krwawej matni, w jakich okolicznościach po raz pierwszy zetknął się z Sebastianem. Teraz za to mamy okazję obserwować pierwsze kroki demonicznego kamerdynera w jego nowej roli, pierwsze wpadki, otrzymywane napomnienia, bury i spięcia na relacji pan-sługa. Bardzo interesujący jest również fakt, iż poznajemy niektóre opinie naszego demona na temat jego nowego pana. Sebastian z pewnością nie miał łatwego startu, kiedy ze wszystkich zabiedzonych i skrzywdzonych dzieci trafił akurat na Ciela. W tej sytuacji pojawia się pytanie. Jak można zakończyć tom w takim momencie?! To niehumanitarne!

W jaki sposób można więc podsumować trzynasty tom mangi Kuroshitsuji? Fantastyczny, zaskakujący i nieludzko zakończony! I jak tu wytrzymać do grudnia?!



środa, 12 lutego 2014

Kwiat śliwy, mroczny cień - Lian Hearn



Tytuł: Kwiat śliwy, mroczny cień
Tytuł oryginalny: Blossoms and Shadows
Autor: Lian Hearn
Wydawca: W.A.B.
Ilość stron: 464
Ocena: 6/6







Polscy czytelnicy bez wątpienia znają Lian Hearn dzięki jej cudownym i niebywale wzruszającym, pięciotomowym Opowieściom rodu Otori, które przenoszą nas w świat japońskiego fantasy. Tym razem autorka rozpieszcza nas czymś zupełnie innym – nie mniej emocjonującą powieścią historyczną, która przybliża czytelnikowi burzliwe dzieje Japonii sprzed restauracji Meiji. Możecie mi wierzyć, Kwiat śliwy, mroczy cień to najbardziej poruszająca lekcja historii, z jaką kiedykolwiek mieliście do czynienia, a zarazem przepiękna opowieść o przyjaźni, miłości i wyniszczającej wojnie. W powieści historia i fikcja stanowią jedność, a jednak z łatwością pozwalają się oddzielić nie mącąc obrazu przeszłości. Tej książki nie zapomnicie już nigdy.

Japonia drugiej połowy XIX wieku – okres przełomowy w historii kraju, pełen niepokoju, chaosu, przelanej krwi młodych, dzielnych ludzi. Tsuru jest córką lekarza hanu Choshu, ambitną nastolatką, która marzy o karierze medycznej, chociaż jako kobieta nie może kształcić się w tej dziedzinie. Jej obowiązkiem jest wyjść za mąż i urodzić dzieci, jednakże w tej kwestii rodzice pozostawiają jej pewną swobodę. Dziewczyna ma możliwość w pewnym stopniu sama wybrać sobie kandydata na przyszłego małżonka, który, na przekór tradycji, zostanie adoptowany przez jej rodzinę. Niedługo po tragicznych wydarzeniach, Tsuru dokonuje wyboru, który nie podoba się jej młodemu stryjowi, a który pozwala dziewczynie rozwijać swoją pasję i umiejętności. Niestety, ambicja męża, niepokoje w kraju i bliska wojna sprawiają, że dziewczyna jest zmuszona opuścić rodzinny dom i pozwolić ponieść się fali historii, która ma zmienić oblicze Japonii, jaką znała. Rozbita między kobiecym ciałem, a duszą mężczyzny, rozsądnym, szczęśliwym związkiem, a wielką namiętnością i zakazaną miłością, Tsuru stara się odnaleźć samą siebie w czasach wojny domowej.

Powieść historyczna fascynuje mnie już od najmłodszych lat, ale jeszcze nigdy nie spotkałam się z książką, która ukazywałaby prawdziwe wydarzenia z przeszłości w sposób, w jaki robi to Kwiat śliwy, mroczy cień. Przede wszystkim, Lian Hearn z niezwykłą płynnością i delikatnością opisuje często krwawą i bezlitosną historię kraju nieustraszonych wojowników, którzy są gotowi oddać życie za swoje racje. Co więcej, autorkę cechuje niezwykła dokładność i szczegółowość opisów, która w żadnym razie nie nudzi, ale rozbudza zainteresowanie, sprawia, że serce bije szybciej, zaś czytelnik nie jest w stanie oderwać się od lektury. Niespotykanym i niesłychanie fascynującym zabiegiem było wplecenie w fikcyjną historię krótkich rozdziałów dotyczących przełomowych, często ostatnich, chwil z życia bohaterów historycznych. Dzięki nagromadzeniu w nich emocji i uczuć, czytelnik zakochuje się w ludziach, którzy przecież kiedyś żyli naprawdę, współczuje im, roni łzy myśląc o ich losie, zaś ich nazwiska zapadają w pamięć i nigdy nie będą mu obojętne.

To jednak nie koniec, jako że poza czystą historią, motywem przewodnim książki jest również medycyna. Dzięki pani Hearn mamy okazję poznać dzieje rozwoju tejże nauki na Wyspach Japońskich, dowiadujemy się o ogromnym wpływie Europy na kształcenie lekarzy, a także mamy okazję zapoznać się z niektórymi niezwykle popularnymi w tamtym okresie chorobami oraz sposobami ich leczenia. Nie ulega wątpliwości, że autorka dołożyła wszelkich starań, by uczynić swoją bohaterkę jak najbardziej prawdopodobną i tchnąć w nią prawdziwy duch zamiłowania do medycyny.

Mając do czynienia z powieścią osadzoną w japońskich realiach nie sposób zapomnieć o ogromnym znaczeniu kultury, która w przypadku książki Kwiat śliwy, mroczy cień stanowi integralny element życia wszystkich bohaterów. Tsuru i jej rodzina są wręcz kopalnią wiedzy o kulturalnych zawiłościach XIX wiecznej Japonii. Albowiem właśnie poprzez te postaci dostrzegamy wszelkie istotne aspekty etykiety, różnice w postrzeganiu i traktowaniu kobiet, czy też osób należących do różnych klas społecznych.

Kwiat śliwy, mroczy cień nie charakteryzuje się jednak samymi walorami praktycznymi. Powieść jest również cudowną rozrywką, jako że przedstawia w sposób niezwykle rozsądny różne oblicza miłości, podejmuje temat walki w imieniu ludzkich racji i praw. Główna bohaterka nie cierpi z powodu nieudanego związku z mężczyzną, którego nie kocha, ale odnajduje w małżeństwie szczęście i przyjaźń. W chwili zwątpienia nie zastanawia się zbyt długo nad swoją przyszłością, ale odważnie podejmuje ryzyko, pozwala porwać się namiętności, decyduje się na kontrowersyjny romans, który dodaje jej skrzydeł. A wszystko to wieńczą duże i małe tragedie, które chwytają za serce, zmuszają do płaczu. Albowiem w przypadku Lian Hearn dramatu nie da się uniknąć, zaś sposób w jaki nam go podaje zawsze porusza i zapada w pamięć. Książek tej autorki po prostu nie można czytać nie zaopatrzywszy się wcześniej w paczkę chusteczek, gdyż nikt tak jak ona nie przekazuje emocji towarzyszących wydarzeniom tragicznym.

Kwiat śliwy, mroczy cień jest więc powieścią, która naprawdę potrafi zdominować życie nie tylko na czas jej lektury, ale także na wiele dni później, kiedy to czytelnik w dalszym ciągu przeżywa wydarzenia, których był świadkiem. Bohaterowie zdobywają ludzkie serca z przerażającą łatwością i pozostają w pamięci na długi czas, zaś historia wzrusza do łez ilekroć się ją wspomina. Naprawdę ciężko uwierzyć, że w wielu przypadkach to prawdziwe wydarzenia wywołują w nas tak gwałtowne emocje. Wierzcie lub nie, ale nigdy wcześniej nie płakałam nad losem bohaterów historycznych. Lian Hearn zdołała to zmienić i tym samym udowodniła, że w pełni zasługuje na moje oddanie i miłość.



wtorek, 11 lutego 2014

Innocent Bird tom 3 (ostatni) - Hirotaka Kisaragi



Tytuł: Innocent Bird
Tytuł oryginału: Na Mo Naki Tori No Tobu Yoake
Tom: 3 (ostatni)
Autor: Hirotaka Kisaragi
Wydawca: BLU
Ilość stron: 184
Ocena: +6/6







Karasu i Shirasagi podążają za Koumorim przez rozległe pustynie Czyśćca do miejsca, w którym narodzą się na nowo, staną się ludźmi, a ich miłość nie będzie już nikomu przeszkadzać. Tak niewiele dzieli ich od celu, od spełnienia marzeń. Niestety, na ich drodze staje Sariel, który ma za zadanie wyeliminować tych, którzy ośmielili się sprzeciwić odgórnym nakazom i zignorować zakazy. Nie łatwo odmówić Serafinom toteż Panowanie gotów jest wykonać powierzone mu zadanie nie pozwalając sobie na kwestionowanie rozkazów istot wyższych od siebie rangą. W tym samym czasie także Belzebub pojawia się przed szukającą ucieczki trójką. Nie przybył jednak by stanąć do walki z nimi, ale zmierzyć się z tym, który wiele wieków wcześniej był jego przyjacielem, a teraz ślepo wykonywał polecenia Serafinów. Właśnie to pozwoliło dwójce zakochanych i ich przewodnikowi na przedostanie się do Bliźniaczych Wież Rozwagi, gdzie ma się rozegrać ostateczna walka, którą muszą podjąć, a o wyniku, której zadecydować może zaledwie szczegół.

Dwa poprzednie tomy Innocent Bird były doprawdy piękne, ale to, co mangaka zaprezentował nam teraz przechodzi ludzkie pojęcie. Manga z pięknej stała się metafizycznie piękna, a przekaz, jaki ze sobą niesie dociera głębiej niż można to sobie wyobrazić. Prawda zawarta w przemyślanych, pełnych mądrości dialogach niemal boli, zaś religia nabiera zupełnie innego wydźwięku, bardziej indywidualnego, emocjonalnego i szczerego. Doprawdy trudno opisać to, co w głębi serca czuje czytelnik, gdy pochłaniając ten tytuł nagle uświadamia sobie, jak prawdziwe zdają się wypowiedzi bohaterów, jak czyste i realne są ich poglądy. Ze swojej strony uważam się za osobę wierzącą nie w instytucję kościoła i kłamstwa, jakimi karmi ona świat, ale w Boga będącego Miłością. Może właśnie, dlatego za każdym razem, gdy czytam Innocent Bird czuję zbierające się pod powiekami łzy, a moje ciało zaczyna swędzieć od środka, jakby wypełniały je drobne owady, które obsiadają serce próbując dostać się do jego wnętrza.



Wydaje się stosownym wspomnieć, iż tę mangę można rozpatrywać na tysiące sposobów, zaś recenzje mogą uwzględniać tak wiele aspektów tego tytułu, że zamienią się w rozprawę filozoficzną i naprawdę nie ma się, czemu dziwić. W tym wypadku punkt widzenia naprawdę zależy od indywidualnego czytelnika i tego, co sobą reprezentuje. Im głębiej wdrożymy się w historię, jaką przedstawił Kisaragi tym więcej pojawi się pytań, tym więcej domysłów i odpowiedzi, których musimy udzielić sobie sami.

Pod względem fabuły Na Mo Naki Tori No Tobu Yoake naprawdę zaskakuje, a to czego dowiadujemy się o niektórych bohaterach sprawia, że usta same się uchylają. Czytelnik w końcu poznaje tożsamość tajemniczego Koumori, ale również odkrywa sekret papugi, która towarzyszyła chłopakowi w drodze. Czegoś takiego zdecydowanie nikt nie mógł się spodziewać, a przynajmniej dla mnie było to niesamowitym zaskoczeniem. Jak najbardziej pozytywnym, ale nie do odgadnięcia. Co więcej, poznajemy także historię Belzebuba i Sariela, widzimy, co grozi każdemu buntownikowi, w jaki sposób karane jest spiskowanie przeciwko władzy Serafinów i sami możemy ocenić postępowanie najwyższych bożych Sług.




„Kochać inną istotę to być kochanym przez Boga, a każdy z nas ma prawo do bożej miłości.”*

Miłość, jaką Hirotaka Kisaragi przedstawia swojemu odbiorcy w trzecim tomie jest bardziej rozwinięta niż do tej pory, gotowa do realnych poświęceń, gorąca, naprawdę szczera i wyjątkowa. To nie płytkie uczucie bez najmniejszej głębi, jakie często pojawia się w filmie, czy literaturze, ale trudne do opisania szaleństwo, które stawia ukochaną osobę ponad wszystkim innym, co na świecie i poza nim. Miłość między Karasu, a Shirasagim jest tak daleka od ludzkiej niestałości, jak to tylko możliwe, a jej siłę porównać można wyłącznie z nieskończonymi uczuciami Boga, który przecież sam jest Miłością. Autor nie prezentuje jednak wyłącznie jednego obrazu tej szalonej namiętności, ale ukazuje jej drugie oblicze, bardziej tragiczne i niezrozumiałe dla większości osób. Tym samym bije ono na głowę wszelkie dramaty miłosne – także te klasyczne, jak Romeo i Julia. To, co podarował nam Kisaragi doprawdy trudno opisać i ubrać w słowa, które w pełni oddadzą uczucia, jakie wywołuje jego manga. To piękno skąpane we łzach. To pocałunek stanowiący mieszankę śliny i krwi.



„Czy Bóg kiedykolwiek cię kochał? Nie potrafisz odpowiedzieć. A dlaczego? Ponieważ coś, co nie istnieje nie może kochać.”*

Świat wykreowany przez autora kwestionuje istnienie Boga, a jednocześnie wyraźnie wskazuje na jego obecność. To, co wydaje się być zwyczajnym błędem w obliczeniach nabiera zupełnie innego znaczenia, gdy dociera się do końca mangi. Zmechanizowany świat Nieba zasiewa ziarenko niepokoju podobnie jak prawda o Serafinach, którzy kierują poczynaniami aniołów niższych szczebli, ale także ich „sprawiedliwość” tak bardzo przypomina nasz świat realny, że czytelnik zawaha się i zastanowi zanim zacznie kontynuować lekturę. Prawdziwą odpowiedzią na pytanie o istnienie Najwyższego jest zakończenie mangi, które wzrusza do łez i wypala swój ślad w sercu każdego człowieka.

Pisałam to już przy okazji recenzji pierwszego tomu Innocent Bird, ale z rozkoszą napiszę to po raz kolejny. Stworzona przez Hirotakę Kisaragi manga Na Mo Naki Tori No Tobu Yoake to najpiękniejszy tytuł, jaki uraczył światowe półki księgarń. To niesamowita miłość, ogromne wzruszania i teologiczna rozprawa na temat uczuć oraz samego Boga. Ta manga naprawdę potrafi zmienić sposób patrzenia na świat, a także przekonania religijne. Jest zbyt idealna by można było przejść obok niej obojętnie toteż z całego serca zachęcam do zapoznania się z nią i odkrycia Stwórcy na nowo, patrząc na Niego w zupełnie innej perspektywy.




*Oba cytaty pochodzą z mangi i zostały przetłumaczone przeze mnie.

niedziela, 9 lutego 2014

Innocent Bird tom 2 - Hirotaka Kisaragi



Tytuł: Innocent Bird
Tytuł oryginału: Na Mo Naki Tori No Tobu Yoake
Tom: 2
Autor: Hirotaka Kisaragi
Wydawca: BLU
Ilość stron: 184
Ocena: +6/6






Przepiękna historia gorącej i szczerej miłości między diabłem a aniołem trwa nadal nabierając tempa. Wprawdzie Karasu zdołał wyrwać ukochanego z Piekła, ale nie wszystko poszło tak, jak powinno. Shirasagi stara się zachowywać, jak dawniej, lecz czuje, że coś jest nie tak. Bo niby, dlaczego nie ma cienia i jak to wytłumaczyć? Co właściwie się stało i w którym momencie? Czy może to mieć coś wspólnego z Belzebubem i jego planami, których nikomu nie zdradza, a które wydają się wiązać z postacią pewnego wysoko postawionego anioła? Co więcej, na drodze dwójki kochanków pojawia się Koumori, właściciel papugi, o którą od pewnego czasu troszczył się „diabelski” ksiądz. Kimkolwiek jest tajemniczy młody człowiek bezsprzecznie wie, z jakimi dwiema siłami przyszło mu się zmierzyć i bez najmniejszego skrępowania potrafi stanąć do walki z demonami mając nad nimi niejaką przewagę. To właśnie on postanawia pomóc zakochanym mężczyznom w czasie ich drogi ku wspólnej przyszłości i w poszukiwaniu akceptacji, ale też za jego sprawą wychodzi na jaw tajemnica Karasu. Anioł zaczyna, bowiem Upadać wykorzystując swoją moc w sposób, który jest sprzeczny z wolą Boga. Ale czy aby na pewno Najwyższy jest przeciwny miłości pomiędzy swoimi dziećmi? Czy pozwoli by walka pochłonęła niewinne istoty, które zupełnie przypadkowo znalazły się w tym oku cyklonu?


Drugi tom Innocent Bird wprawia czytelnika w jeszcze większy zachwyt, oferuje większą dawkę piękna i niesamowitych przeżyć emocjonalnych. Fabuła pędzi do przodu, zaskakuje i nie pozwala na nudę, chociaż to nie ona jest najważniejsza w przypadku tej mangi. Przede wszystkim, czytelnik może zaobserwować rozwój uczucia, które stanowi główny wątek całej historii. Karasu i Shirasagi, którzy do tej pory byli sobie po prostu bliscy, teraz uświadamiają sobie, co tak naprawdę czują, jak dalece uzależnili się od siebie i jak głęboko sięga ich miłość. Są zdecydowani by walczyć o uczucie, które rozpala ich wewnętrznie, zmienia sposób patrzenia na świat, uszczęśliwia mimo wszystkich trudności, przez jakie muszą przejść.

Hirotaka Kisaragi nie poprzestał jednak na samym obrazie miłości, ale w sposób naprawdę piękny oddał też konsekwencje płynące z zazdrości, która to skłania Karasu ku Upadkowi. Anioł walcząc ze swoimi wewnętrznymi demonami musi pokonać samego siebie chcąc zapanować nad zżerającą go klątwą, która z każdą chwilą przybliża jego Upadek. Jak cienka jest granica pomiędzy spokojnym dryfowaniem po morzu miłości, a wzburzonymi wodami zazdrości? Na szczególną uwagę zasługuje również fakt buntu przeciwko Bogu, rzucenia wyzwania Najwyższemu, jak także sposób, w jaki autor rozwiązał tenże problem. Mangaka podjął tym samym odwieczną dyskusję mającą na celu ustalenie, czy Bóg naprawdę istnieje, czy jest nieskończony i czy opuścił swoje Stworzenie przed wiekami, pozostawiając Świat pod opieką swoich aniołów. W mandze pojawia się także temat hierarchizowania uczuć i pragnień, który nakłania do refleksji i zastanowienia się nad nami samymi i naszym postępowaniem.


Czytając drugi tom Innocent Bird czytelnik może zadawać sobie pytanie: Czy na kartach mangi Bóg choć raz przemówił, a jeśli tak to, co właściwie chciał przekazać dwójce postaci, które na samym szczycie piramidy hierarchicznej postawiły ukochaną osobę, a dopiero za nią samego Boga. Czy komuś tak potężnemu spodoba się rzucone buńczucznie wyzwanie i niemal bluźniercze słowa płynące prosto z serca? Jak wiele można wybaczyć zakochanemu?

Hirotaka Kisaragi sprawił, że przez ciało odbiorcy przechodzą dreszcze, gdy zagłębiając się w lekturze Na Mo Naki Tori No Tobu Yoake dostrzega bezlitosność wierzeń religijnych chrześcijan, które ograniczają miłość, czy wręcz jej zabraniają. Jego postaci buntują się przeciwko regułom ustanowionym w imię Najwyższego, słuchają głosu serca i nie boją się wypowiedzieć wojny światu w imię swoich przekonań. To bezsprzecznie skłania do zadumy, zmusza do myślenia, wyciągania wniosków i opowiedzenia się po jednej ze stron. Bo, w jakiego Boga wierzymy – w dyktatora, czy w oblicze Miłości?



piątek, 7 lutego 2014

Kuroshitsuji tom 12 - Yana Toboso



Tytuł: Kuroshitsuji
Tom: 12
Autor: Yana Toboso
Wydawca: Waneko
Ilość stron: 194
Ocena: 5/6






Kiedy ożywiony przez Elitę Jutrzenki trup młodej kobiety zaczyna zabijać niewinnych, naiwnych ludzi, do akcji wkracza Ronald Knox – przesadnie entuzjastyczny Mroczny Żniwiarz. Jakkolwiek pomocny, jest także niezwykle uciążliwy, co zmusza Sebastiana i Ciela do rozdzielenia się. Niestety dochodzi do tego w możliwie najgorszym momencie, gdyż młody hrabia z pewnością potrzebuje swojego utalentowanego kamerdynera. Tak się mianowicie składa, że pokład Campanii pełen jest żądnych krwi, bezrozumnych bestii, które już rozpoczęły swoją masakryczną ucztę w przerażającym tempie zabijając pasażerów oraz załogę statku. Szalony eksperyment wymknął się całkowicie spod kontroli i teraz Ciel Phantomhive ma pełne ręce roboty dokładając wszelkich starań by ocalić nie tylko swoje życie, ale także swoją słodką narzeczoną. To jednak nie koniec atrakcji, jako że Campania płynie prosto na górę lodową, zaś na pokładzie pojawia się największa zmora Sebastiana.

O ile tom poprzedni był zaledwie przystawką dla fanów krwawych akcji z udziałem zombie, o tyle ten jest już daniem głównym, gdyż rubinowa posoka zalewa pokład statku, a ludzie umierają w męczarniach pożerani przez bezmyślne ożywione zwłoki. Naturalnie także zombie są licznie eliminowane przez garstkę co lepiej wyszkolonych jednostek, do których z pewnością warto zaliczyć naszego kamerdynera. Albowiem trafi nam się także okazja by rzucić okiem na istny taniec śmierci w wykonaniu Sebastiana. Prawdę mówiąc, dwunasty tom Kuroshitsuji należy chyba do najbardziej krwawych spośród wszystkich dotychczas wydanych, jako że tym razem wszelka brutalność nie wynika z szaleństwa, lojalności czy wdzięczności, jak miało to miejsce wcześniej, ale z czystej bezmyślności, której nie sposób nawet nazwać instynktem. Ta część serii naprawdę wymownie oddaje istotę istnienia zombie.


Nie ma wątpliwości, iż przy okazji tworzenia tego tomu Yana Toboso nawiązała bliską znajomość ze znanym każdemu, w mniejszym lub większym stopniu, filmem Titanic. Autorka bardzo wyraźnie podkreśla pewne wspólne dla filmu oraz tego epizodu mangi elementy – góra lodowa, rzut oka na bocianie gniazdo, panika ludzi z niższych pokładów pragnących wydostać się na górę, a nawet „romantyczna” scena na dziobie statku w wykonaniu wiadomego, odzianego na czerwono Żniwiarza oraz Ronalda. Cóż, w starciu między filmem, a mangą, Kuroshitsuji zdecydowanie wysuwa się na prowadzenie i bije na głowę romansidło z Leonardo DiCaprio. W tej chwili aż chce się zacytować fragment serialu Supernatural:

Dean: Why did you un-sink the ship?
Balthazar: Oh, because I hated the movie.
Dean: What movie?
Balthazar: Exactly!


Pośród hektolitrów ludzkiej i trupiej krwi wylanych w tym tomie, autorka nie zapomniała o odrobinie szlachetnych uniesień i odwagi. Ciel prezentuje się nam jako wątły, ale niezwykle odważny rycerzyk, który za wszelką cenę pragnie dotrzymać obietnicy i chronić swoją uroczą narzeczoną, nawet jeśli wymaga to lekko brutalnych środków polegających na zdzieraniu z biedaczki ubrania. Niestety, szlachetna pobudki to za mało by wygrać przeciwko całej chordzie trupów. Sytuacja jest więc opłakana, a serce zatrzymuje się w piersi. I właśnie w tym momencie autorka postawiła na zaskoczenie. Ja na pewno nie spodziewałam się, że nasza zawsze niewinna i dziecinna Lizzie jest kimś więcej, niż tylko słodką upierdliwością na głowie Ciela.

Tak więc, dwunasty tom Kuroshitsuji na pewno rekompensuje czytelnikowi słabszą poprzednią część i wnosi do mangi interesujący element nowości, jaki widzimy w ostatniej scenie. Osobiście jestem wielką zwolenniczką zmiany, jaka wtedy zaszła, zaś pewna uciążliwa osóbka zyskała wiele w moich oczach. Nigdy bym nie pomyślała, że zachowanie Lizzie wypływa po prostu z miłości do Ciela, nie zaś z wrodzonej dziecinności. Poza tym, zadowoleni powinni być także miłośnicy Grella, który wraca po długim czasie nieobecności i wcale się nie zmienił. Oj, robi się ciekawie.


środa, 5 lutego 2014

Innocent Bird tom 1 - Hirotaka Kisaragi



Tytuł: Innocent Bird
Tytuł oryginału: Na Mo Naki Tori No Tobu Yoake
Tom: 1
Autor: Hirotaka Kisaragi
Wydawca: BLU
Ilość stron: 200
Ocena: +6/6






"Najgorszy jest diabeł wtenczas, kiedy się modli"

Ziemia nie od dziś uznawana jest za miejsce znajdujące się pomiędzy Niebem a Piekłem, za azyl – bezpieczne schronienie dla ras pragnących ukryć się przed Bogiem i jego wysłannikami, bądź przeciwnikami. Niestety, nigdzie nie można czuć się całkowicie bezpiecznym, a przeszłości nie sposób uciec. Skutki podjętych kiedyś decyzji upominają się o nas niezależnie od miejsca, w którym się znajdujemy, jakby jakaś siła nie pozwalała nam wydostać się poza obręb tego, co jest nam przeznaczone. Błędne koło zatacza krąg wracając do punktu wyjścia, nie jest już jednak takie samo. Coś się zmieniło i nigdy już nie będzie jak dawniej.

Karasu to anielski urzędnik, który otrzymuje zadanie nakłonienia diabła do powrotu do Piekła przed upływem ostatecznego terminu pobytu na Ziemi. Z petem w ustach i zdawkowym uśmiechem mężczyzna zapuszcza się w ubogą dzielnicę szukając „najpiękniejszej osoby w okolicy”. Nie spodziewał się, że poszukiwany przez niego diabeł okaże się być księdzem pomagającym ubogim, uczącym dzieci czytać i dbającym o tych, o których przeciętni ludzie dawno już zapomnieli. Co więcej, Shirasagi jest nie tylko uczynny, ale także całkowicie szczery w tym, co postanowił. Rezygnując z używania swoich diabelskich mocy usiłuje zbliżyć się do Boga, szukać jego pomocy, zmienić swoje życie i powrócić do Pana, jako człowiek. Niestety, nie tylko aniołom jest to nie w smak. Także demony upominają się o swoje pragnąc odzyskać Shirasagiego za wszelką cenę.

Pierwszy tom mangi Innocent Bird (Na Mo Naki Tori No Tobu Yoake) dzieli się na dwie części. Pierwszą z nich jest przedstawiona powyżej historia uczucia rodzącego się pomiędzy aniołem i demonem, zaś drugą – krótka opowieść o przybranym rodzeństwie, które próbuje odnaleźć się w nowej sytuacji, jaką jest wspólne życie. O ile oneshot My Sweet Darling kończy się w tym właśnie tomie, o tyle główny wątek Innocent Bird ma swoją kontynuację w kolejnych częściach.



Obie intrygi, mimo iż skrajnie różne, poruszają bardzo istotną tematykę, jaką jest miłość, dobroć, przywiązanie oraz poszukiwanie swojego miejsca w świecie. Przez słodycz kreski autora – którą bardzo sobie cenię – oraz magię uczuć przebija się wyraźna nuta dramatu związanego z ludzkimi emocjami, potrzebami. To właśnie one odpowiadają za wewnętrzny ból wyciskający z oczu łzy, a tym samym są bliskie każdemu żyjącemu człowiekowi. Warto wspomnieć, iż strony mangi pełne są najróżniejszych uczuć, które docierają głęboko do serca czytelnika, zachwycają i zakuwają w kajdany zniewolenia nie pozwalając zapomnieć o historii, której świadkami się stajemy.

Z tematów, jakie poruszył autor, najbardziej odurzającym jest bez wątpienia miłość pomiędzy Karasu i Shirasagim. Nie jest ona zwyczajnym zakazanym uczuciem, które wywołuje dreszczyk emocji. To prawdziwa walka o namiętność, która nie miała prawa zaistnieć, a która sprzeciwiając się zasadom rządzącym światem połączyła ze sobą dwie istoty – nie tylko anioła i diabła, ale również dwóch mężczyzn. Czy mając przeciwko sobie anielskich przełożonych i diabelskiego arcyksięcia wraz z jego świtą kochankowie mogą liczyć na to, że Bóg spojrzy na nich przychylnym okiem? A może są zdani tylko na siebie stając do nierównej walki?


Innocent Bird to najpiękniejsza manga jaką dane mi było czytać i bynajmniej nie chodzi mi o jakże lubianą przeze mnie kreskę. W tym tytule zafascynowała mnie nie tylko głębia fabuły, ale także wyraźnie widoczny wątek religijny, dramat i powaga historii, którą przedstawia czytelnikowi Hirotaka Kisaragi. Co więcej, główni bohaterowie są prawdziwie piękni nie tylko zewnętrznie, ale także wewnętrznie, co potwierdzają zarówno słowami, jak i czynami, a to sprawia, że ich miłość jest tym gorętsza, tym bardziej niewinna i szczera – cudowna.

Na temat Na Mo Naki Tori No Tobu Yoake nie można powiedzieć nawet jednego złego słowa. Tytuł ten jest dla mnie prywatną biblią miłości już od wielu lat – od dnia, kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z Innocent Bird. Czytałam wiele mang z gatunku yaoi, które zapadły mi w serce, wyciskały łzy, bawiły mnie poprawiając humor, ale żadna nie zniewoliła mnie tak jak właśnie ta. Hirotaka Kisaragi stworzył istny majstersztyk, który uzależnia już od pierwszego tomu.



wtorek, 4 lutego 2014

Walkin’ Butterfly tom 2 - Chihiro Tamaki



Tytuł: Walkin’ Butterfly
Tom: 2
Autor: Chihiro Tamaki
Wydawca: Taiga
Ilość stron: 214
Ocena: 6/6







Jasno wyznaczony cel potrafi zmienić życie we wspaniałą przygodę mającą doprowadzić nas do upragnionego skarbu bądź w żmudną, bezsensowną tułaczkę przypominającą indywidualne piekło. Aby sięgnąć snów, nie wystarczy wyciągnięcie ręki i zaciśnięcie palców w pięść. To wymaga cierpliwości, wytrwałości i siły, których często brakuje. Podążanie za pragnieniem może doprowadzić nas do celu wędrówki, ale czy jest on ostateczny?

Przed Michiko jeszcze długa droga zanim będzie gotowa stanąć na wybiegu i udowodnić swoją wartość pewnemu bezczelnemu, ale niebywale utalentowanemu chłopakowi, który nieźle zaszedł jej za skórę. Niestety, dziewczyna do cierpliwych nie należy, a co za tym idzie, szybko się poddaje i choć po pewnym czasie na nowo podejmuje wyzwanie, to swoim zachowaniem sprawia wiele kłopotów. Co gorsza, nie potrafi zrozumieć swojej opłakanej pozycji początkującej modelki, bezustannie kręci nosem na nowe zlecenia i jest przekonana, że zdoła osiągnąć swój cel nie dając z siebie wszystkiego. Niemniej jednak, Michiko już teraz zmienia się zauważalnie, co cieszy bliskie jej osoby i choć własne ciało w dalszym ciągu jest dla niej czymś obcym, dziewczyna wydaje się być na dobrej drodze do samoakceptacji.

Tak się jednak składa, że los nie uśmiecha się także do Mihary. Pozbawiony wsparcia rodziny, co chwila musi stawiać czoła nastawionemu na łatwy zysk światu. Przepracowany i niedożywiony zaczyna tracić wiarę w słuszność obranej drogi. I właśnie w tych trudnych dla niego chwilach, na horyzoncie pojawia się szalupa ratunkowa, która, za cenę kilku wyrzeczeń, może w prostszy i szybszy sposób dowieźć go do upragnionego celu. Mihara musi dokonać wyboru, który zaważy na jego dalszej karierze.

Drugi tom „Walkin’ Butterfly” w zdecydowanie większym stopniu niż poprzedni podkreśla kontrast między ludźmi, poprzez zestawienie ze sobą dwóch najważniejszych postaci serii, uwypuklając łączące ich podobieństwa, jak również obnażając liczne różnice, co dodatkowo rozbudowuje profil psychologiczny bohaterów. Jedną z takich niezwykle istotnych rozbieżności jest nastawienie najbliższych do planów i ambicji Michiko oraz Mihary. W przypadku dziewczyny sprawa jest prosta, choć nie zdradza swojego celu ani matce, ani przyjacielowi, nieprzerwanie czuje ich wsparcie. Bez względu na wszystko, ta dwójka stara się zagrzewać ją do walki o swoje w każdy możliwy sposób i chociaż nie zawsze jest to łatwe, próbują być po jej stronie. W odpowiedzi na ich starania, Michiko jest gotowa do walki, ale najmniejsze nawet przeszkody zmuszają ją do ucieczki i chwilowego porzucenia celu. Tymczasem Mihara to o wiele trudniejszy przypadek. Jego rodzina usilnie próbuje zawrócić go z obranej drogi, nie wspiera go nawet w najmniejszym stopniu. A jednak, mimo poczucia osamotnienia, młody mężczyzna nie traci z oczu celu, dąży do niego wytrwale, choć nie bez wątpliwości. Jedynymi osobami, które stoją za nim murem i akceptują jego decyzje są współpracownicy, a to zaskakuje nawet Miharę.

Bardzo interesujący jest również sposób, w jaki Chihiro Tamaki nakreśla w tym tomie swoją główną bohaterkę. Michiko od początku była postacią niezwykle prawdziwą, której daleko do ideału. Nic więc dziwnego, że i tym razem ma w sobie wiele ze zwyczajnej dziewczyny, która zagrzewa się do boju, zaczyna walczyć, a następnie szybko się zniechęca. Nasza początkująca modelka, jak wielu z nas, pragnie widzieć efekty swoich starań od razu. Nie chce czekać miesięcy, może nawet lat, ale już, teraz, zaraz osiągnąć cel. Długa, żmudna praca i niekończące się czekanie na rezultaty, to nie dla niej. Michiko oczekuje, że w rekordowym tempie będzie w stanie udowodnić wszystkim swoją wartość. Mało tego, chyba nawet przez chwilę nie pomyślała o wyrzeczeniach, ciężkiej pracy i potknięciach, które są nieodłączną częścią samorealizacji. Muszę przyznać, że ten aspekt jej charakteru i oczekiwań, jest mi doskonale znany. Ileż to ambitnych planów upadło tylko dlatego, że zabrakło siły i wytrwałości w dążeniu do celu? To prawdziwy strzał w dziesiątkę!

Kolejny raz powróćmy do Mihary i jego problemów, jako że jest on osobą, znajdującą się najbliżej wyznaczonego sobie celu – wyrobił sobie markę i pnie się po szczeblach kariery. Można by pomyśleć, że na tym etapie mężczyzna widzi już koniec swojej drogi ku pragnieniom, a jednak nie można się bardziej pomylić. Zamiast muru świadczącego o osiągnięciu sukcesu, Mihara natrafia na rozwidlenie dróg, przez co musi podążać dalej jeśli nie chce stracić tego, co z takim trudem osiągnął. Jest także zmuszony walczyć o swoje, dokonywać trudnych wyborów, które mogą okazać się zarówno słuszne jak i błędne. Osiągnięcie celu nie kończy więc niczego, ale otwiera nowe drzwi, przez które należy przejść by nie zacząć się cofać.

Esencją drugiego tomu jest jednak pytanie, czy powinno się walczyć do końca, czy może lepiej czasami się poddać. Problem ten dotyczy przede wszystkim trójki bohaterów i wielokrotnie powraca w tej części mangi. Dla Michiko stanowi on element niemal nierozerwalnie połączony z każdą drobną przeszkodą, gdyż jej pragnienia są jak fale, które wznoszą się i opadają. Z jednej strony chce utrzeć nosa utalentowanemu projektantowi, a z drugiej nie potrafi walczyć o swoje bardzo łatwo się poddając. Miharu podchodzi do sprawy o wiele poważniej. Dla niego każdorazowe zboczenie z obranej drogi to ostateczność i źródło głębokich przeżyć wewnętrznych, a co tu dopiero mówić o poddaniu się. Czy coś takiego wchodzi w ogóle w grę w jego przypadku? I w końcu, wzór do naśladowania – Tago Ryou. Chyba nikt nie spodziewał się, że w tej wiedźmie może kryć się tak silny duch. Jej droga do kariery wiodła przez piekło ciągłego doskonalenia się, rywalizacji, dążenia do perfekcji pozwalającej wybić się ponad cielesne braki. Kogoś takiego nie łatwo zmusić do złożenia broni, a tym samym, Tago pokazuje, jak ważna jest determinacja i samozaparcie.

Podsumowując, drugi tom „Walkin’ Butterfly” to kolejna wartościowa i naprawdę doskonała część stworzonej przez Chihiro Tamaki serii, która mimo nieodłącznego humoru, porusza wiele bardzo istotnych i trudnych tematów. Samoakceptacja, chęć udowodnienia własnej wartości, wsparcie bliskich bądź jego brak, podążanie za marzeniami i konsekwencje tego pragnienia – podobnie jak tom pierwszy, także drugi pełen jest głębokich treści, które dotyczą każdego z nas. Z tym tytułem naprawdę trzeba się zapoznać!


niedziela, 2 lutego 2014

Ouran High School Host Club tom 1 - Bisco Hatori



Tytuł: Ouran High School Host Club
Tom: 1
Autor: Bisco Hatori
Wydawca: JPF
Ilość stron: 180
Ocena: 6/6







Chociaż nie należę do wielkich zwolenniczek mang z gatunku shoujo to jednak nawet ja mam swoje chwile słabości, kiedy to nie potrafię odmówić sobie jakiegoś romansidła by poczuć się bardziej kobieco. Zazwyczaj kończy się to skrajnym poirytowaniem i zniechęceniem, jako że moja namiętność do tego rodzaju tytułów wypala się w rekordowym tempie. W przypadku Ouran High School Host Club sprawy mają się zdecydowanie inaczej. Jest to, bowiem komedia w pełnym znaczeniu tego słowa, zaś wątki romantyczne wdrażane są stopniowo w bardzo małych ilościach. Bezsprzecznie jest to ogromną zaletą mangi, która nie odstrasza łzawymi scenami, nienaturalnymi dialogami i mdlącą słodyczą miłości, ale przyciąga i rozbudza zainteresowanie czytelnika oferując mu sporą dawkę dobrego humoru. To właśnie luźny stosunek do tematyki miłosnej sprawił, że mój sentyment do tej mangi nigdy nie osłabnie.

Haruhi Fujioka to drobna, niespecjalnie zadbana dziewczyna o aparycji ładnego chłopca, pochodząca z zupełnie przeciętnego domu i wyróżniająca się jedynie wyjątkową pracowitością w dziedzinie nauki. Uzyskała, bowiem stypendium pozwalające jej na uczęszczanie do najlepszego, a zarazem najdroższego liceum w okolicy. Otoczona niemożliwie bogatą młodzieżą należącą do najlepszych rodów w Japonii, dziewczyna nie radzi sobie najgorzej. A przynajmniej do czasu, gdy szukając miejsca do spokojnej nauki Haruhi trafia do trzeciej sali muzycznej nie mając pojęcia, co czeka ją za drzwiami. Spodziewała się pustego pokoju, a zamiast tego otrzymała elegancko urządzone wnętrze z sześcioma przystojnymi chłopcami w środku. Naturalnie, to jeszcze nie katastrofa, jednak zupełnie zszokowana nastolatka rozbija niebagatelnie drogi wazon, co ostatecznie staje się gwoździem do jej trumny. Nie mając innego wyjścia zostaje zmuszona do wstąpienia do klubu hostów, a tym samym odpracowania całej sumy. Grupa chłopców od razu zabiera się do pracy całkowicie zmieniając wygląd Haruhi, dzięki czemu stanowi ona nie lada kąsek dla bogatych panienek spragnionych miłosnych wrażeń. Ile czasu potrzebować będą członkowie klubu by domyślić się prawdziwej płci Haruhi i jak dziewczyna poradzi sobie w roli czarującego chłopca dotrzymującego towarzystwa dziewczętom? Naprawdę warto poznać odpowiedzi na te pytania.


Ouran High School Host Club wybija się spośród innych wydanych w Polsce tytułów znakomitym humorem odnoszącym się zarówno do wykreowanych przez Bisco Hatori postaci, jako że każdą z nich możemy określić jednym słowem, które w pełni obrazuje zarówno fizyczność, jak i psychikę bohatera, a także do sytuacji, nierzadko wręcz absurdalnych, czy oryginalnych dialogów. Tym, co przede wszystkim charakteryzuje tę mangę jest wszechobecna hiperbolizacja, której autorka nie ukrywa, ale podkreśla na każdym kroku. Dzięki temu zabiegowi tytuł ten ma swój własny, wyjątkowy klimat pozbawiony chęci naśladowania realnego świata. Nic więc dziwnego, że Ouran High School Host Club to idealne lekarstwo na depresję i wszelkie smutki. Nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek był w stanie czytać tę mangę nie uśmiechając się szeroko, co pewien czas.

Na uwagę zasługują także bohaterowie, którymi mangaka wypełniła po brzegi liceum Ouran. Spotykamy tu, bowiem: urodzonego, złotoustego flirciarza; czarną eminencję klubu hostów; wysokiego, poważnego wojownika; jego całkowite przeciwieństwo w postaci niziutkiego, rozkosznego chłopca z króliczkiem; boleśnie szczerych i szalonych bliźniaków; wyjątkowo obmierzłą uczuciowo Haruhi; oraz grupę szalonych, bogatych nastolatek, które korzystają z usług host klubu. Wszyscy razem tworzą mieszankę wybuchową, od której można się uzależnić.

Bisco Hatori porusza także temat trudnego związku należącego do układu między głowami szanowanych rodów, jak również ukrywanej głęboko miłości między dwiema osobami, które nie chcąc przyznać się do swoich słabości. Autorka ozdabia to jednak wszechobecnym humorem i słodką naiwnością, co rozładowuje napięcie i sprawia, iż historię tę czyta się lekko i przyjemnie.

Prawdę powiedziawszy, Ouran High School Host Club jest jak dla mnie tytułem pozbawionym wad. Kreska należy do przyjemnych i jasnych, historia zmusza do uśmiechu, zaś bohaterów nie sposób nie pokochać. W tym tytule naprawdę spora większość miłośników japońskiej mangi znajdzie coś dla siebie, a i osoby podchodzące sceptycznie do tego tematu nie powinny czuć się zawiedzione. Bez dwóch zdań, Ouran jest najlepszą mangą shoujo, z jaką miałam przyjemność się zapoznać.


Kuroshitsuji tom 11 - Yana Toboso



Tytuł: Kuroshitsuji
Tom: 11
Autor: Yana Toboso
Wydawca: Waneko
Ilość stron: 194
Ocena: 4+/6







Skoro nie jest już tajemnicą, że Sebastian Michaelis żyje i ma się świetnie, nadszedł czas na szczegółowe wyjaśnienia, które na pewno należą się ciekawskiemu i niezwykle domyślnemu debiutującemu pisarzowi oraz samym czytelnikom. Tak się, bowiem składa, że za dokonanymi w posiadłości Phantomhive morderstwami stoi osoba, której wina może zaskakiwać, zaś obecność nie jest jednoznaczna. Bo czy można winić nóż za to, że wbija się w ciało? Czyż winą nie powinno obarczać się osoby dzierżącej narzędzie zbrodni? W tym wypadku polecenie wydano jednak u samego szczytu tego angielskiego „łańcucha pokarmowego”, a tym samym pojęcie sprawiedliwości nie ma z tą sprawą nic wspólnego.
Niestety, nie ma co liczyć na chwilę spokoju. Sabastian ledwie zdążył w „cudowny sposób” zmartwychwstać i wydostać się cały i zdrów ze swojego grobu, a już ma pełne ręce roboty. Londyn obiega informacja o przywracaniu do życia zmarłych. Jak widać, nasz kamerdyner nie był wcale taki oryginalny, jak początkowo mogło się wydawać, zaś Pies Królowej musi trochę powęszyć.

Jedenasty tom mangi Kuroshitsuji jest mostem, który łączy ze sobą nie tylko koniec epizodu cluedo oraz początek zupełnie innego, ale również dobrze wpisuje się w wiktoriański klimat tego tytułu oraz współczesne zamiłowanie do bardzo wyjątkowego, chociaż niezrozumiałego dla mnie szału na zombie. Zacznijmy jednak od początku.

Tym razem autorka pozwala nam spojrzeć na Sebastiana pod zupełnie innym kontem. Choć w dalszym ciągu niezmordowany i perfekcyjny, nasz demoniczny kamerdyner obnaża przed czytelnikiem kawałek siebie. Widzimy, bowiem jak wyłazi ze skóry by doprowadzić do końca sprawę morderstw popełnianych w posiadłości, stara się wodzić za nos wszystkich w około, ulega słabości do kotów, a jednocześnie wypełnia polecenia swojego pana. Niepokonany demon niejednokrotnie był o włos od klęski. To interesujące, gdyż pozwala wierzyć, że w pewnym momencie nawet jemu może podwinąć się noga, jeśli taka będzie wola autorki.


Yana Toboso wprowadza także „nową, ale starą” postać, która najprawdopodobniej będzie towarzyszyć Cielowi przez najbliższe tomy. Ten niebezpieczny, ale naprawdę rozkoszny i niewinny bohater z całą pewnością ubarwia jedenasty tom i sprawia, że młody panicz Phantomhive wydaje się zdecydowanie bardziej uczuciowy niż dotychczas. Niemniej jednak, cała ta relacja pomiędzy Cielem, a jego nowym lokajem oparta jest kłamstwie. Czy na takim niepewnym fundamencie uda się zbudować przyjaźń, która przetrwałaby ujawnienie prawdy? Tego na pewno chciałabym się dowiedzieć.

 W tym miejscu warto także wspomnieć o rodzinie Midfordów, jako że rodzice oraz brat Lizzy to zaskakująca mieszanka. Tego raczej nikt się nie spodziewał, a szczęka sama opada, kiedy ma się z nimi do czynienia. Nie da się zaprzeczyć, iż energii i charakteru im nie brakuje, a Ciel zasłużył na odrobinę cierpienia w ich towarzystwie.

Co się zaś tyczy nowego epizodu, który mamy okazję liznąć już teraz, jest on połączeniem wspominanego przeze mnie motywu zombie oraz Frankensteina. Nie chodzi tu jedynie o szwy widoczne na ciałach zmarłych, które jednoznacznie przypominają nam o ekranizacjach powieści Mary Shelly, ale o sam motyw pobudzania ciała do życia elektrycznością, który jest ściśle związany z epoką, w jakiej rozgrywa się nasza historia, jak również z samą powieścią. Albowiem wnikliwy czytelnik na pewno dostrzeże we Frankensteinie mniejsze, bądź większe podpowiedzi dotyczące sposobu, w jaki ożywiono mściwego, samotnego potwora. Niemniej jednak, w przypadku Kuroshitsuji nie możemy raczej mówić o inteligencji żywych trupów.

Kilka słów podsumowania. Jedenasty tom Kuroshitsuji bez wątpienia jest interesujący i niezbędny, momentami słodki oraz zabawny, jednak na tle poprzednich wypada tylko dobrze. Może wiąże się to z nazbyt szybkim rozpoczęciem nowej przygody, a może z czymś zupełnie innym – ciężko powiedzieć. Nie zmienia to jednak faktu, że mangę pani Toboso darzę szczerą sympatią i zamierzam być jej wierną do samego końca – kiedykolwiek on nastąpi.


sobota, 1 lutego 2014

Moje nowości: 1/2014

Nowości na półce: STYCZEŃ 2014







1. Kobato #1
2. Kobato #2
3. Naruto #61
4. Naruto #62
5. Karneval #1
6. Karneval #2
7. Karneval #3
8. Karneval #4
9. Walkin' Butterfly #2









Kuroshitsuji tom 10 - Yana Toboso



Tytuł: Kuroshitsuji
Tom: 10
Autor: Yana Toboso
Wydawca: Waneko
Ilość stron: 194
Ocena: 4+/6







Sytuacja w posiadłości hrabiego Phantomhive staje się coraz bardziej napięta. Kolejna osoba nie żyje, zaś tym razem odpowiedzialnym za śmierć wydaje się... wampir. Czy to aby na pewno możliwe? Niemniej jednak, wszystko wskazuje na to, iż morderców jest dwóch. Jedynie młody gryzipiórek, Arthur nie mógł popełnić żadnej z trzech zbrodni toteż staje się on koordynatorem śledztwa prowadzonego przez uwięzionych w posiadłości ludzi. Przy okazji przeszukiwania pokoju Sebastiana dochodzi do odkrycia jego nieistotnego, małego, ale jakże licznego sekretu, który gotuje krew w żyłach młodego hrabiego. Niestety, nie to było celem poszukiwań. Tym czasem, mimo paskudnej pogody, w posiadłości pojawia się kolejny gość – wikariusz Jeremy Rathbone. Czy pomoże on w rozwikłaniu zagadki morderstw? A może sam jest w to wszystko zamieszany?

Dziesiąta odsłona fantastycznej mangi Kuroshitsuji to kolejna porcja rozrywki, odrobina humoru i odpowiedzi na pytania, które na pewno od dawna zadawał sobie każdy czytelnik. Czy to możliwe, że Sebastian zginął? Kim, u licha, tak naprawdę jest Jeremy? Co więcej, poznajemy w końcu winnego dokonanych w posiadłości zbrodni. Wszystkie dowody wskazują na winę jednego człowieka, wszystko wydaje się tak banalnie proste i oczywiste. Jak to możliwe, że dopiero wikariusz zdołał połączyć porozrzucane puzzle w jedną całość?

Oficjalnie, Sebastian Michealis nie żyje, a jednak czytelnik ma okazję poznać go bliżej. Autorka podrzuca wygłodniałym fanom odrobinę „mięsa”, zupełnie jakbyśmy mieli do czynienia z gejszą, która odsłania przy mężczyźnie nadgarstek. I tak oto, kolejna odrobina Sebastiana-demona zostaje nam ukazana. Tym razem są to... buty. Rzecz mało niezwykła, kiedy się o tym słyszy, za to zaskakująca, kiedy się na nią spojrzy. Och, cóż to są za buty! Jedni padną trupem ze śmiechu, jeszcze inni z zachwytu. Co więcej, mamy okazję upewnić się co do bezgranicznego oddania służby względem naszego zmarłego kamerdynera. I w końcu, mamy okazję rzucić okiem na pokój naszego demona, jak również na zawartość jego szafy. Ot, kolejny powalający szczegół.


Co istotne, widzimy także kolejne drobne sceny z dawnego życia trójki nieporadnych służących. Chociaż każda z nich ogranicza się zaledwie do kilku kadrów, to jednak są one wymowne i w połączeniu ze słowami tworzą piękny, wzruszający element, który osobiście przypadł mi do gustu. Z resztą, nie od dziś wiadomo, że miłość, przyjaźń i przywiązanie stanowią naprawdę dobre tło dla dramatu, więc kto wie, w jaki sposób zostanie to wykorzystane w Kuroshitsuji.

Co jeszcze można powiedzieć o dziesiątym tomie? Niestety, w gruncie rzeczy, dla wielu osób nie będzie on tak interesujący, jak kilka poprzednich. Oczywiście, autorka wprowadza do historii nowego bohatera, chociaż Jeremy nie należy do specjalnie interesujących, czy czarujących. Może to i dobrze, że mamy z nim do czynienia wyłącznie w tym tomie? Nie zaprzeczę, iż jego „bezpłciowość” mogła być zamierzona, biorąc pod uwagę jego tajemnicę, jednakże nie miałabym nic przeciwko ukazaniu wikariusza w ciekawszym świetle. Przecież nic nie stało na przeszkodzie byśmy polubili nową twarz historii zanim dowiedzieliśmy się o nim więcej.

A więc, kolejna przygoda powoli dobiega końca, zaś czytelnicy z pewnością nie mogą doczekać się następnej, jednakże na to muszą odrobinę poczekać. Zakończenie tego tomiku niewielu może zaskoczyć, większość zapewne niespecjalnie się zdziwi, ale przecież należało jakoś wybrnąć z zaistniałej sytuacji. Czy autorka dała z siebie wszystko? Nie mnie to oceniać, ale na pewno warto nadal brnąć w świat Kuroshitsuji.