piątek, 31 lipca 2015

News: Apollo no Uta nowością JPF!

Nowością z serii MegaManga od wydawnictwa JPF będzie:

Apollo no Uta
Autor: Osamu Tezuka

Gatunek/tematyka: sci-fi, tragedia, supernatural, psychologiczne, shounen, romans
Ilość tomów: (w zależności od wydania) 2/3 (zakończona)
Szczegóły wydania: format A5, obwoluta, ok. 280 stron w tomie,
tytuł polski będzie brzmiał "Pieśń Apolla"
 Cena: 33,99 zł
Premiera pierwszego tomu: 3 października 2015
Premiera drugiego tomu: styczeń 2016


Opis: "Pieśń Apolla" opowiada o tragicznej podróży poprzez czas i przestrzeń. Shogo to młody człowiek cierpiący na poważny uraz psychiczny powodujący ataki agresji w momencie ujrzenia jakiegokolwiek aktu intymności i miłości u innych. Jego nienawiść sprowadza na niego tragedię – będzie doświadczał uczucia nieszczęśliwej miłości przez wieki. Historia potoczy się od nazistowskich okrucieństw II wojny światowej do futurystycznej dystopii, gdzie klonowanie ludzi jest codziennością. Czy doznanie tak wielkiego cierpienia może uleczyć nienawiść?*





Przedpłata: czekamy



*Opis i szczegóły wydania pochodzą ze strony/fan page'a wydawnictwa

środa, 29 lipca 2015

Demon Grzechu - Tsumitsuki - Hiro Kiyohara





Tytuł: Demon Grzechu
Podtytuł: Tsumitsuki
Autor: Hiro Kiyohara
Tom: 1 (całość)
Seria: Jednotomówki Waneko
Wydawnictwo: Waneko
Liczba stron: 196
Ocena: 5/6





Hiro Kiyohary nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Znany polskiemu czytelnikowi z serii Another, ponownie zagościł na naszym rynku. Tym razem wzbudza niepokój i podnosi poziom adrenaliny we krwi mangą Demon Grzechu – Tsumitsuki, która zdobywa serca licznych czytelników. Jak myślicie, co może kryć się za popularnością tego tytułu? Ja mam już na ten temat swoją opinię, więc pozwólcie, że się z Wami nią podzielę.

Jakże łatwo jest wpuścić do swojego ciała demona, który ucztując na nas od środka, będzie jednocześnie wił gniazdo z naszej zewnętrznej powłoki. Wystarczy być grzesznikiem lub odczuwać wyrzuty sumienia, by otworzyć bramę dla wiecznie spragnionych i wygłodniałych tsumitsuki. Demon zalęga się niepostrzeżenie i rozpoczyna ucztę na nieświadomym niczego człowieku. Los jest nieubłagany, gdyż nie ma sposobu na pozbycie się pasożyta, który w pewnej chwili przejmuje pełną kontrolę nad wyżartym wewnętrznie ciałem. I wtedy rozpoczyna się krwawy taniec śmierci, w trakcie którego ludzie są tylko zwierzyną zapewniającą chwilową rozrywkę. Jest jednak ktoś, kto posiada moc pozwalającą na walkę z tsumitsuki, kto jest w stanie je wyśledzić i zabić. Tak się jednak składa, że i on ma swoje mroczne sekrety.

Nie ulega wątpliwości, że podczas lektury Demona Grzechu – Tsumitsuki czytelnik silnie odczuwa obecną w mandze aurę japońskiego folkloru. Chociaż nie mamy do czynienia z tytułem opartym na prawdziwej legendzie, objawia się ona nie tylko w tradycyjnej świątyni czy motywie opętujących ludzi demonów, ale znajduje ujście także w postaci tajemniczego chłopaka zabijającego tsumitsuki oraz jego czworonożnego towarzysza, którego mamy okazję poznać trochę później. Wspominam o tym nie bez powodu, ponieważ należę do osób, które cenią sobie wszelkie odniesienia zarówno do dawnych, jak i do współczesnych wierzeń, zaś horrory budowane na takim fundamencie zaliczam do najciekawszych i najbardziej wartościowych. W końcu tytuł z dreszczykiem powinny znajdować się na granicy między prawdą a fikcją, co pozwala odbiorcy na chwilę wahania, zastanowienia i walki zdrowego rozsądku z przesądnością. Manga Hiro Kiyohary w pewnym stopniu nam to umożliwia, co jest jej niepodważalną zaletą, bo choć od początku do końca stanowi czystą fikcję, to ukazuje wierzenia do tego stopnia prawdopodobne, że naprawdę działające na wyobraźnię.


Recenzowana przeze mnie manga posiada jeszcze jeden ogromny atut, a jest nim psychologiczny ciężar prezentowanych przez autora historii, który dotyka nie tylko postaci, ale także samego czytelnika. Skupiając się przede wszystkim na wyrzutach sumienia, Hiro Kiyohara otworzył demonom drogę do niemal każdego serca słabego, wrażliwego człowieka. Myślę, że ten fakt naprawdę porusza w nas jakąś strunę niepokoju, ponieważ nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, że jakiś problem dręczy nas i drąży od środka wymykając się świadomości, a już to wystarczy aby w cieniu sumienia zalągł się tsumitsuki. Niemniej jednak, demony potrafią prześlizgnąć się do wnętrza człowieka nie tylko szeroko otwartymi drzwiami poczucia winy, ale także dziurką od klucza jaką są grzechy, nawet te stosunkowo niewielkie jak zazdrość lub złość. Krótko mówiąc, autor chciał byśmy mieli świadomość tego, iż nikt nie może być do końca pewny, że nie stanie się kolejnym żywicielem demonicznego pasożyta, którego nie sposób się pozbyć. A może wewnątrz kogoś z nas już coś się zalęgło...?

Na koniec na pewno warto podkreślić także fakt, iż mimo epizodycznej treści, manga tworzy pewną zamkniętą całość, a to za sprawą historii przedstawionych na początku oraz nieomal na samym końcu tomiku. Nie jest to bynajmniej kaprys autora, ani też pusta ciekawostka, ale zabieg zastosowany rozmyślnie, który ma na celu nie tylko zgrabne zamknięcie historii, ale także jej chronologiczne ułożenie. Tak się składa, że wydarzenia tych dwóch rozdziałów dzieli czas potrzebny demonowi na pełny rozwój oraz przejęcie kontroli nad ciałem, a przecież tsumitsuki nie siedzą z założonymi rękoma, ale bezustannie szukają ofiar, co zmusza walczącego z nimi bohatera do działania. Czytelnik towarzyszy więc tajemniczemu chłopakowi w jego misji i tak jak on, staje się częścią różnych ludzkich dramatów, aż do chwili, kiedy przedstawione w mandze koło wydarzeń zaczyna się zamykać. W ten też sposób, autor buduje klimat niemal antycznej tragedii, w której pierwsze skrzypce gra nieubłagany i niezmienny los, za nic mający ludzkie starania i chęć zmiany przeznaczenia.


Jak do tej pory, nie miałam jeszcze okazji pisać o kresce Hiro Kiyohary, toteż teraz mogę nadgonić tę zaległość. Pierwszym, co rzuca się w oczy już na wstępie, są staranność i delikatność z jakimi autor tworzy swoją mangę. Nie stroni od rysowania tła, ale jednocześnie nie zasypuje nim stron, zachowując równowagę między nastrojem poszczególnych kadrów a ich wypełnieniem, co oddaje także za pomocą bieli i czerni. Ponadto, kreślone przez niego kontury postaci są bardzo cienkie, ale niepozbawione płynności, dzięki czemu wychodzący spod jego ręki ludzie są wyraźni i urodziwi. Ogólnie rzecz ujmując, warsztat Hiro Kiyohary jest naprawdę miły dla oka, co stanowi dodatkowy atut tej mangi.

Podsumowując, Demon Grzechu – Tsumitsuki to tytuł naprawdę dobry i przeznaczony nie tylko dla osób zainteresowanych mrocznymi, paranormalnymi historiami, ale także dla czytelników lubujących się w mangach dla dojrzalszego odbiorcy. Jest to także pozycja idealna dla tych, którzy do tej pory nie mieli styczności z Hiro Kiyoharą, ponieważ pozwala każdemu z nas indywidualnie ocenić możliwości autora, jego warsztat i sposób prowadzenia fabuły. Krótko mówiąc, tę mangę po prostu warto przeczytać.


sobota, 25 lipca 2015

Recenzja konwentu: RYUcon 2015




Nazwa konwentu: RYUcon
Data: 17-19 lipca 2015
Miejsce: Kraków
Ocena: 4+




Tytułem wstępu:
RYUcon 2015 to pierwsze dziecko grupy FUN Cube, która narodziła się z popiołów rozwiązanego już B-Teamu. Tym samym, odbywające się w Krakowie letnią oraz zimową porą spotkania pasjonatów Japonii, mangi i anime nie przeszły do historii, ale ich tradycja jest kontynuowana. Przyznaję, że konwenty pod znakiem „B” nie należały w moim odczuciu do udanych i na kilka dobrych lat odstraszyły mnie od konwentowych przygód. Mimo wszystko, dałam szansę temu nowemu tworowi, który zapowiadał się interesująco, a co najważniejsze, oferował aż trzy dni zabawy w bardzo atrakcyjnej cenie. Czy bogatszemu od doświadczenia B-Teamu oraz świeżą krew zespołowi FUN Cube udało się zorganizować dobry konwent? Przekonajcie się czytając dalej!

Wyposażenie konwentowicza:
Ono już od lat nie ulega szczególnej zmianie. Każdy, a przynajmniej spora część zainteresowanych, otrzymuje na wstępie plan konwentu, papierową bransoletkę, której kolor odpowiada wykupionej wejściówce, identyfikator oraz smycz. Osoby chętne, za dodatkową opłatą, mają także okazję zaopatrzyć się w pamiątkową koszulkę.
Jak łatwo się domyślić, tak też było na tegorocznym RYUconie. Warto jednak nadmienić, iż organizatorzy przygotowali dla konwentowiczów aż cztery wzory identyfikatorów oraz dwa wzory koszulek. Plan konwentowy został przygotowany z dbałością o wygląd estetyczny nie tylko od strony okładki, ale także od środka. Naprawdę urocza i wielobarwna okazała się także smycz, na której poza logo konwentu widnieją także buźki czterech maskotek RYUconu i ich imiona. Myślę, że już dla samych konwentowych gadżetów opłacało się pojawić w Krakowie.

Cztery Smoki Roku:
Niepodważalnym plusem RYUconujest interesująca konwencja, która przeplatała się przez cały konwent, nie tylko w ramach cudownej grafiki konwentowych maskotek, ale także licznych atrakcji. Przyznaję, że w moim wypadku to właśnie cztery smoki były tym, co zwróciło moją uwagę i sprawiło, że zainteresowałam się konwentem. Haru, Natsu, Aki oraz Fuyu to urocze stworzonka, które naprawdę cieszą oko i zachęcały do udziału w całym evencie. Zapewniam Was jednak, że RYUconnie na darmo nosił nazwę festiwalu smoków. Nie chodzi bynajmniej o gadzie panele, ale o prawdziwą konwentową paradę smoków, która miała miejsce po cosplayu. Żałować możemy tylko tego, że całość nie była bardziej spektakularna i rozkręcona, ponieważ smoki pojawiły się i zniknęły stanowczo zbyt szybko. Mam nadzieję, że przyszła edycja poświęci im więcej miejsca i czasu, ponieważ ktoś na pewno się napracował, by te bestyjki przeleciały przez nasz conplace.


Atrakcje:
Myślę, że RYUcon wypadł całkiem nieźle pod względem zaplanowanych na czas jego trwania wydarzeń, chociaż na pewno dało się lepiej. Z początku obawiałam się powtarzających się w czasie jednego konwentu atrakcji, jak wałkowanie rynku wydawniczego, dwa spotkań datingowe, powtarzający się temat Pokemonów i blogowania. Ostatecznie nie odczułam tego w ogóle (może dlatego, że nie były to moje programowe targety). Przyznam jednak, że liczyłam na trochę więcej, jeśli chodzi o panele, ponieważ właśnie one są pierwszym celem moich konwentowych wyjazdów. Mimo wszystko nie narzekam, ponieważ w porównaniu do mojego ostatniego B-conu, było naprawdę dobrze, a fakt faktem, nie mogłam być w kilku miejscach jednocześnie, toteż z niektórych paneli musiałam zrezygnować na rzecz innych.
W tym miejscu muszę jednak zaznaczyć, że nie obskoczyłam wszystkich atrakcji, na które miałabym okazję się wybrać, ponieważ już o 16:00 w piątek miał mieć miejsce pierwszy z wybranych przeze mnie punktów programu, a ja w tym czasie stałam w kolejce po wejściówkę. Już ja sobie to zapamiętam!



Cosplay:
Krótki! Stanowczo zbyt krótki! Fakt, tłumek spoconych ludzi siedzący obok siebie na sali gimnastycznej nie należy do szczególnie higienicznych rozrywek, ale przecież to jeden z elementów rozpoznawczych konwentu! Myślę, że zamiast godzinnego maleństwa miło byłoby uczestniczyć w czymś większym, dwugodzinnym i dzięki temu naprawdę zapadającym w pamięć. Wprawdzie RYUcon nie może się równać z Magnificonem, ale i tak zasługuje na poważny cosplay, który ma okazję rozwinąć skrzydła. Taka godzinka to naprawdę za mało, jeśli weźmiemy pod uwagę, że prowadzący spędził na scenie więcej czasu niż przynajmniej połowa uczestników razem wzięta.

Ogólnie o organizacji słów kilka:
Myślę, że pod względem organizacyjnym RYUcon nie wypadł źle, chociaż cudów także nie można mu przypisać. Było OK, ale jest nad czym pracować do kolejnego konwentu. Przejdźmy więc do konkretów, które wskażą nad czym naprawdę wypadałoby się zastanowić.
Na początek, brak oznaczeń kolejek. Osoby, które przychodząc na konwent stały już poza bramą, nie miały początkowo pojęcia, że gdzieś tam, daleko w przodzie, jest kolejka dla osób bez rezerwacji. Rada na przyszłość: nie rezerwujcie biletu – wejdziecie szybciej i załapiecie się na normalny sleep room! Tak się składa, że naprawdę wiele osób z rezerwacjami wylądowało na koszmarnych korytarzach! Ale do tego tematu wrócimy.
Minęła godzina, pędziła kolejna, a tutaj nagle okazało się, że gdzieś tam jest także trzecia kolejka! Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie – chciałoby się powiedzieć. Kolejka widmo była przeznaczona dla organizatorów atrakcji. Ci, którzy mieli wątpliwą przyjemność stać w okolicach bramy, dowiedzieli się o tym fakcie zupełnie przypadkowo po naprawdę długim czasie sterczenia w jednym miejscu.
Kolejnym koszmarkiem RYUconowym okazały się „więzienne” prysznice. Wielkie pomieszczenie z kilkoma nieoddzielonymi od siebie w żaden sposób prysznicami – takie były początkowo realia. Ludzie cisnęli się zaraz za drzwiami, więc szatnia z początku była niewykorzystana, zaś w środku (pod prysznicami) zupełnie nie było miejsca na położenie swoich rzeczy. Pewnie właśnie dlatego uznano, że działa tylko jeden prysznic, toteż ludzie wchodzili pojedynczo, opcjonalnie dwójkami. Kolejka rosła, a zanim ktoś się tym zainteresował, minęło sporo czasu. Dopiero później rozwieszono prowizoryczne zasłonki między kąpiącymi się osobami. Dla jednych nie stanowiło to problemu, dla innych była to zapewne mało komfortowa przygoda.
Teraz kilka słów o niedogodnościach, na które organizatorzy nie mieli wpływu. Otóż ogromnym problemem okazał się w tym roku brak klimatyzacji, który dawał popalić nie tylko w salach, ale także na korytarzach. Człowiek kisił się we własnym sosie, makijaż rozlewał się po twarzy falami, jak czekolada po twixie. Miejscami naprawdę nie było czym oddychać, ale to już ryzyko wliczone w cenę letnich konwentów, więc nie ma sensu dłużej narzekać.
Koszmarem RYUconuokazało się również pamiętne czasowe światło w łazience. W ciągu dnia nie było może najwygodniejsze, ale dało się je przeżyć. Nocą zaczynała się za to zabawa. Wchodzicie do łazienki i *pstryk* światełko włączone, kierujecie się więc do kabiny. Przyjmijmy, że zabawicie w niej trochę dłużej. Siedzicie w najlepsze, aż tu nagle światełko samo robi kolejne *pstryk*. Time's up! W ten oto sposób biedny konwentowicz zostaje sam jeden w ciemnej kabinie i jeśli chce aby znowu stała się jasność, musi albo wyjść z łazienki i włączyć światło, albo czekać na kogoś kto akurat odczuje przemożną potrzebę skorzystania z WC lub przejrzenia się w lustrze i naciśnie ten przeklęty włącznik.
Nie mniej ciekawie przedstawiała się sprawa ze światłem na korytarzach, które świeciło przez cały czas. Przyznaję, nie sprawdzałam tego, jednakże słyszałam rozmowę osób, które mówiły, że światła na korytarzu zwyczajnie nie da się zgasić. Przygasało na chwilę, ale w przeciągu minuty znowu waliło po oczach. Jestem bardzo ciekawa ile osób nie zmrużyło oka z tego powodu. Sama spałam jak stary cowboy z kapeluszem na twarzy, ponieważ tłumił tę rażącą jasność.

Gdzie można było mnie spotkać:
Przyznaję, że plany na obskoczenie atrakcji RYUconu miałam ambitne, jednakże nie poszło to po mojej myśli. Tym samym w wielu miejscach mnie nie było, chociaż teraz bardzo tego żałuję. Niestety po części sama jestem sobie winna. Rzućmy jednak okiem na atrakcje, na które się wybrałam, ponieważ przeszłości już nie zmienimy.
Pokaz Katori Shinto ryu – małe cudeńko konwentowe! Mogłabym podziwiać ten pokaz przez długie godziny i nie nudzić się nawet przez chwilę. Tak, mam do tego słabość ;)


Warsztaty Katori – niestety byłam tylko obserwatorem, ale z moimi nie do końca sprawnymi kolanami i tak niewiele bym poszalała ;)
Nauka go – rozegrałam moją pierwszą partię go! Po latach odważyłam się na to i było fantastycznie! Przyznaję jednak, że nie dowiedziałam się o grze więcej niż wiedziałam z Hikaru no Go.
Panel o motoryzacji w Japonii –interesujący, prowadzony przez doskonale przygotowaną do tego osobę. Bardzo mi się podobało!
Warsztaty tabi – nie było źle, chociaż z początku sama nie wiedziała w co się wpakowałam ;) Plusem jest fakt, że wiem jak zrobić tabi!
Warsztaty waraji – interesujące, ale niestety w warsztatach brali udział konwentowicze, toteż wszystko ciągnęło się w nieskończoność, a postęp był znikomy. Ostatecznie wiem jak zacząć, ale nie mam pojęcia, co robić dalej z moim waraji.
Otaku Dating Spot – byłam prowadzącą, więc...
Magiczne KYOTO – cudowne zdjęcia! Szkoda, że prowadzący nie napisali przewodnika po tym cudownym mieście, ponieważ miejsc było naprawdę dużo, a pamięć bywa zawodna.
Prelekcja o zbroi i broni – lubię ten temat, więc jak dla mnie było całkiem ciekawie, chociaż krótko! Chciałabym usłyszeć więcej szczegółów na ten temat.
Walka zbrojna, krótki pokaz używania broni – podobało mi się, chociaż miejscami była to powtórka z tego, co można było usłyszeć na prelekcji. Mam za to zdjątko!


Prelekcja na temat łuku i kyudo – całkiem ciekawie, chociaż spodziewałam się chyba czegoś więcej. Jestem niezaspokojona jeśli chodzi o ciężkie, historyczne aspekty takich paneli ;)
Język chiński od podstaw – moje pierwsze spotkanie z nauką chińskiego. Było OK, chociaż żałuję, że nie mogłam osłuchać się z tym językiem w wersji poprawnej fonetycznie.
Cosplay – jak już pisałam wyżej, mało!
Ilustracja mody – nie zagalopowaliśmy się w konkretach, ale i tak było miło widzieć kogoś tak utalentowanego jak Dar-chan przy pracy. No i dostałam od niej cudowny obrazek!


Gundam w kulturze japońskiej– świetna sprawa i naprawdę genialny panel w luźnej atmosferze, prowadzony przez osoby bez reszty oddane Gundamom. Żałuję, że wpadłam do Gundam Roomu tylko ten jeden raz, ale jeśli nadarzy się jeszcze kiedyś okazja to na pewno spędzę tam o wiele więcej czasu.Najlepszy panel całego konwentu i ludzie, których nie sposób nie kochać!

Podsumowując tegoroczny RYUcon:
Było męcząco, ale przyjemnie i nawet interesująco. Konwentowi brakowało trochę do miana naprawdę dobrego, a już na pewno do idealnego, jednakże już teraz widać było zaangażowanie organizatorów oraz chęć dogodzenia konwentowiczom. Możemy więc żywić nadzieję, że przyszłe RYUcony będą tylko lepsze. Z tego też powodu, z chęcią wybrałabym się na kolejny konwent organizowany przez FUN Cube i mam szczerą nadzieję, że będę miała ku temu okazję.

poniedziałek, 20 lipca 2015

News: Koniec mangi Orange




Jak informuje oficjalna strona filmu live-action opartego na mandze Orange, autorstwa Ichigo Takano, manga dobiegnie końca w październikowym numerze Monthly Actionmagazine(wydawnictwo Futabasha), który pojawi się już 25 sierpnia. Tym samym, manga zamknie się w 5 tomach.

Autorka rozpoczęła publikację Orange w roku 2012 w magazynie Bessatsu Margaret(wyd. Shueisha), jednakże rok później przeniosła swoją mangę do wspomnianego już Monthly Actionmagazine. W lutym na rynku pojawił się 4 tom jej mangi, który wraz z poprzednimi częściami sprzedał się w liczbie ponad 1,6 miliona kopii.

W Polsce mangę Orangemożemy przeczytać dzięki wydawnictwu Waneko.


P.S. Wspomniane wyżej live-action pojawi się w Japonii 12 grudnia.

Żródło: Anime News Network

niedziela, 19 lipca 2015

News: Trailer filmu live-action Attack on Titan

Od zaplanowanej na 1 sierpnia premiery pierwszej części reżyserowanego przez Shinji Higuchiego live-action Attack on Titan dzielą nas niespełna dwa tygodnie. Rzućmy więc okiem na ponad 3 minutowy zwiastun filmu opartego na bardzo popularnej mandze Hajime Isayamy Shingeki no Kyojin. W Polsce jest ona znana także pod nazwą, pod którą została wydana przez JPF, a więc Atak Tytanów.


Druga część, zatytułowana Attack on Titan: End of the World (Atak Tytanów: Koniec Świata), będzie miała swoją premierę już 19 września tego roku.

piątek, 17 lipca 2015

News: Onepunch-Man nowością JPF!

Wydawnictwo JPF ogłosiło tytuł grudniowej nowości, która pojawi się na rynku za Naruto. Będzie nią:

Onepunch-Man
Autor: One, Murata Yuusuke
Gatunek/tematyka: komedia, akcja, seinen, sci-fi
Ilość tomów: 9 (powstaje)
Szczegóły wydania: format A5, obwoluta, około 200 stron w tomiku
 Cena: 25,20 zł
Premiera tomu: grudzień 2015


Opis: *





Przedpłata: czekamy



*Opis i szczegóły wydania pochodzą ze strony/fan page'a wydawnictwa

czwartek, 16 lipca 2015

Psy na mangę tom 1 - Ema Toyama




Tytuł: Psy na mangę
Tytuł oryginalny: GDGD Dogs
Autor: Ema Toyama
Tom: 1
Wszystkich tomów: 3
Stan aktualny (JP): seria zakończona
Wydawnictwo: Waneko
Liczba stron: 170
Ocena: 4/6





Kanna Tezuka rozpoczyna swój pierwszy rok w liceum jako uczennica nowo otwartego profilu mangowego. Chociaż debiut komiksowy ma już za sobą, pokłada pewne nadzieje w szkole i lekcjach, które mogą pomóc jej wybić się z niezwykle niskiego miejsca w rankingu magazynu, na którego łamach ukazuje się jej manga. Niestety już pierwszego dnia okazuje się, że jej profil nie należy do szczególnie wymagających, jako że brakuje nie tylko uczniów, ale i nauczycieli. Chociaż dziewczynie ciężko w to uwierzyć, do jej czteroosobowej klasy chodzi trzech przystojniaków, którzy marzą o karierze mangaki. Mogłoby się wydawać, że Kanna trafiła do małego raju i zapewne rzeczywiście by tak było, gdyby nie fakt, że urocze trio to banda rasowych głupków, zaś dziewczyna będzie zmuszona wejść nie tylko w rolę ich koleżanki, ale także nauczycielki.

Muszę przyznać, że niewiele jest mang, które można opisać jednym słowem, ale Psy na mangęzdecydowanie zaliczają się do tej grupy. Tytuł ten jest jedną wielką hiperbolizacją wszystkiego, co na wyolbrzymienie pozwala, począwszy od charakteru bohaterów, a na przedstawionych w fabule sytuacjach skończywszy. Nie oszukujmy się, tutaj nic nie jest do końca realne. Przesadnie głupi koledzy z klasy, których cechują stanowczo zbyt entuzjastyczne reakcje na świat mangi, dziewiczy do szpiku kości wychowawca, „pedziowaty” redaktor, niewidoczna zza grzywki główna bohaterka – to dopiero początek. Każdy z tych nacechowanych przesadą szczegółów sprawia, że Psy na mangęjuż od pierwszych stron podkreślają komediowy charakter tej historii oraz nawet przez chwilę nie pozwalają czytelnikowi o tym zapomnieć. Ma to swoje dobre i złe strony, w zależności od tego, czego szukamy w czytanych mangach oraz od wytrzymałości naszej psychiki, ponieważ ten tytuł naprawdę jest zdrowo pokręcony.

Przejdźmy jednak do konkretów i tego, co tak naprawdę kryje się w Psach na mangę. Przede wszystkim, tytuł ten skupia się na doskonale nam znanych stereotypach życia mangaki. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że już pierwszy tom jest pigułką kryjącą w sobie naprawdę wiele stereotypowych aspektów twórczej codzienności rysownika. Wymienić można między innymi ogromny prestiż bycia mangaką, nieprzespane noce będące następstwem bliskich deadline'ów, niewyobrażalny śmietnik w miejscu pracy, zbieranie nawet najbanalniejszych materiałów mających pomóc w dalszym tworzeniu. Naturalnie należy przyjąć, iż każdy stereotyp ma w sobie więcej lub mniej prawdy, jednakże swoją przesadą Ema Toyama zmusza nas do zastanowienia się kilka razy przed przyjęciem mangowych faktów za pewnik. Co więcej, autorka uczy swojego czytelnika ostrożności w postrzeganiu świata przez pryzmat popularnych stereotypów, jak również hamuje niezdrowy zapał do pogoni za karierą, o której w rzeczywistości zupełnie nic nie wiemy, a wszystko to w myśl zasady: „nie wszystko złoto, co się świeci”.

Ponadto, zawarte w mandze stereotypy wzbogacają odnoszące się do życia mangaki wyobrażenia trójki bohaterów. A trzeba przyznać, że fantazji na temat pracy rysownika komiksów chłopcy mają wiele i chociaż na pewno kryje się w nich ziarenko prawdy, to jednak w dużej mierze są one grubo przesadzone. Zresztą, niegrzeszące inteligencją trio ma brzydki nawyk wkładania każdego mangaki do jednego worka. Z tego też powodu są święcie przekonani, że każdy debiut w czasopiśmie mangowym jest szeroko otwartą bramę do wielkiej sławy, nagrody konkursowe zapewniają dostatnie życie na miarę gwiazd Hollywood, zaś w mgnieniu oka pozyskane rzesze fanów stoją w kilometrowych kolejkach po autograf i przysyłają autorowi całe ciężarówki prezentów. Obawiam się jednak, że nie tylko w Psach na mangęznajdą się osoby wierzące w podobną idyllę. Warto również zauważyć, iż Ema Toyama przedstawiła problem idealizowania wymarzonego zawodu w przypadku osób, które notorycznie dzielą skórę na niedźwiedziu i skupiając się na celu, pomijają jakiekolwiek realne próby dążenia do niego. Inaczej mówiąc, w pierwszym tomie mamy do czynienia z historią traktującą o niedojrzałych fanach, których bardzo często ponosi fantazja. Przyznajcie się, kto w tej trójce może dostrzec siebie sprzed lat? ;)

Co się zaś tyczy kreski, jest naprawdę urocza i bardzo staranna. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że ma w sobie coś ciepłego i słonecznego, toteż osobiście nie mam jej nic do zarzucenia. Przede wszystkim jednak, nie ulega wątpliwości, że Ema Toyama przejawia ogromny talent do rysowania słodziaków w przypadku obu płci, czego przykładem są uczniowie profilu mangowego. Mamy więc zarówno oczy wielkie jak jeziora, jak i te węższe przeznaczone dla przystojniaków, którym również słodyczy nie brakuje. Możemy tylko żałować, że Kannę bardzo rzadko widać dobrze spod grzywki. W przypadku obecnych w mandze dorosłych, autorka pokazała, że potrafi stworzyć także bardziej karykaturalne postaci, które całkowicie się od siebie różnią. Myślę, że warto również zauważyć, iż tła poszczególnych kadrów nie rzucają się specjalnie w oczy, dzięki różnorodności ich wykonania. Trafiamy tu bowiem zarówno na tła puste i rysowane, jak i na te tworzone przez rastry, które stanowią zdecydowaną większość. Wszystko to razem sprawia, że manga ma w sobie naprawdę dużo pozytywnej energii.

Ogólnie rzecz biorąc, przyznaję, że Psy na mangę nie są szczególnie ambitną lekturą, która przyspiesza bicie serca, podnosi adrenalinę lub nie pozwala na spokojny sen. To po prostu luźna komedia o skrzywionych wyobrażeniach na pracę mangaki oraz o rodzącej się samoistnie przyjaźni między bohaterami. Fajerwerków nie ma, niemniej jednak, tytuł ten sprawdza się w sytuacjach, kiedy potrzebujemy czegoś bardzo lekkiego i niezobowiązującego, co poprawi nam humor i pozwoli zapomnieć o zmartwieniach. Myślę więc, że na wypadek bardzo złego lub wyjątkowo stresującego dnia podobny tytuł warto mieć na półce.


poniedziałek, 13 lipca 2015

News: Zmarł Satoru Iwata, prezes Nintendo

W sobotę, 11 lipca, w wieku 55 lat zmarł Satoru Iwata, prezes Nintendo, japońskiego giganta gier wideo.


Na stronie firmy zamieszczono oświadczenie, w którym przyznano, iż przyczyną śmierci Satoru Iwaty był rak. Prezes Nintendo zmagał się z problemem już od roku 2014, kiedy to przeszedł operację usunięcia guza przewodu żółciowego.

Pracował dla firmy przez ponad 30 lat i w tym czasie zdołał nie tylko wspiąć się na sam szczyt, ale także przyczynić się znacznie do rozwoju i rozkwitu Nintendo. Pracował między innymi nad The Legend of Zelda, Super Mario, Pokemon.

Źródła: Nintendo, Anime News Network

9gag.com

News: Manga Servamp będzie miała anime

Na okładce sierpniowego wydania magazynu Monthly Comic Gene, wypuszczanego na rynek przez Kadokawę, pojawiła się informacja o anime na podstawie tworzonej przez Strike Tanakę mangi Servamp.

Manga po raz pierwszy pojawiła się we wspomnianym już magazyniew roku 2011. Na chwilę obecną Servamp liczy siedem tomów, zaś wydawnictwo Kadokawa planuję wydanie ósmego już 27 lipca.

W Polsce mangę wydaje Studio JP.

Źródło: Anime News Network

niedziela, 12 lipca 2015

Zapowiedź: Magazyn Haru #1

MAGAZYN HARU #1

PREMIERA: WRZESIEŃ 2015

112 STRON ORAZ 4 PLAKATY

Wakacyjne szaleństwo trwa, ale już we wrześniu światło dzienne ujrzy pierwszy numer magazynu Haru, kontynuującego tradycję wydawanego wcześniej Asia on Wave.


Pragnąc zapoznać swoich Czytelników z kulturą azjatycką, wydawnictwo Dango przygotowało wyczerpujące artykuły wzbogacone barwnymi zdjęciami, przedstawiającymi odległe krajobrazy. Japonia, Chiny, a nawet Korea Południowa nie muszą być już odległymi punktami na mapie świata. Dzięki Haru staną się nam bliższe i jeszcze bardziej interesujące.
W pierwszym numerze magazynu przybliżona nam zostanie między innymi japońska tradycja Hanami, wyjątkowy sport jakim jest sumo, rzucone zostanie trochę światła na koreański tradycyjny ślub oraz Hallyuwood, będące trzecim największym rynkiem filmowym na świecie. Co więcej, wydawnictwo zaprosi nas na spacer pomiędzy szczelnymi ścianami Hutongów i nie zapomni wspomnieć o polityce jednego dziecka.
Zwieńczeniem pierwszego numeru będzie wyjątkowa podróż do Wietnamu. Dzięki Haru poznamy bliżej wężową wioskę Le Mat, zwiedzimy wietnamskie ulice oraz odprężymy się przy przedstawieniach wodnego teatru lalek.
To jednak dopiero przedsmak tego, co znajdziemy we wrześniowym Haru, jako że dla Czytelników przygotowano również dział kulinarny, muzyczny oraz recenzencki.

Jeśli jesteście zainteresowani magazynem, zapraszam do odwiedzenia strony: Magazyn Haru
Więcej o publikacjach wydawnictwa Dango znajdziecie pod linkiem: Wydawnictwo Dango
Zaś osoby chętne do zakupu pre-orderu pierwszego numeru Haru serdecznie zapraszam na stronę: Dango Shop

SPIS TREŚCI:

PRZYKŁADOWE STRONY:

środa, 8 lipca 2015

Moje nowości: 6/2015

NOWOŚCI NA PÓŁCE Z CZERWCA ORAZ ZAPOMNIANE W AKTUALIZACJI MAJOWEJ:




1. Torii #25
2. Sword Art Online #4
3. Tylko kwiaty wiedzą #2
4. Finder #1
5. Servamp #1
6. Kuroko's Basket #5
7. Girl Friends #4
8. Silver Spoon #10
9. Ścieżki Młodości #9
10. Levi #1
11. Zawrócić czas #1

Dodatkowo:
12. Lalkarz #3







DODATKI:
A. Wielki plakat z Leviego
B. Zakładka Leviego

niedziela, 5 lipca 2015

WAKACYJNY HOROSKOP NA LIPIEC 2015

WAKACYJNY HOROSKOP NA LIPIEC
LEGENDA

Sprawdź, jak będą wyglądać Twoje stosunki z innymi znakami w tym miesiącu.

Instrukcja:
Znajdź swój znak zodiaku pośród tych ustawionych poziomo w jednej linii, jak wskazuje zielona strzałka.
Znaki ustawione pionowo to ludzie, z którymi możesz mieć styczność w lipcu.
Sprawdź oznaczenia i skonsultuj je z legendą zamieszczoną obok.




News: Lovers Doll nowością Kotori!

Ostatnią z trzech nowości wydawnictwa Kotori jest:

Lovers Doll
Autor: Mishima Kazuhiko
Gatunek/tematyka: dramat, romans, fantastyka, lalki
Ilość tomów: 1 (całość)
Szczegóły wydania: oprawa miękka ze skrzydełkami
 Cena: 22,90 zł
Premiera tomu: październik 2015


Opis: Shin projektuje stroje dla lalek. Zajęcie to sprawia mu wielką satysfakcję, zwłaszcza że tworzone przez niego ubrania cieszą się wśród kolekcjonerów popularnością. Pewnego dnia dowiaduje się, że na aukcję została wystawiona „Krwawa Lalka”, unikatowy egzemplarz, który – jak wieść niesie – posiada zdolność wysysania krwi z właściciela. Shin nie wierzy w takie opowieści, ale jest zaciekawiony samą lalką. Jeden rzut oka na zdjęcie powoduje, że rodzi się w nim potrzeba posiadania właśnie tego okazu. Jakież jest jego zdziwienie, kiedy po otrzymaniu przesyłki to, co wydawało się niemożliwe, staje się faktem…*





Przedpłata: czekamy



*Opis i szczegóły wydania pochodzą ze strony/fan page'a wydawnictwa

sobota, 4 lipca 2015

News: Ano Kado wo Magatta Tokoro nowością Kotori!

Kolejną nowością od Kotori jest:

Ano Kado wo Magatta Tokoro
Autor: Kawai Touko
Gatunek/tematyka: yaoi, dramat, okruchy życia
Ilość tomów: 1 (całość)
Szczegóły wydania: 130 x 182 mm, okładka miękka ze skrzydełkami
 Cena: 22,90 zł
Premiera tomu: listopad 2015


Opis: Yuuya Kishimoto marzył o karierze pianistycznej. Niestety, w wyniku wypadku częściowo stracił władzę w ręce i musiał zweryfikować swoje plany na przyszłość. Lecz nie tylko on przechodzi życiowy kryzys. Nauczyciel matematyki, Kazuaki Kiriya, właśnie rozstał się z partnerem. Zupełnie wytrącony z równowagi, błąkał się po mieście i tylko dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności nie skończył pod kołami samochodu. Drogi obu bohaterów skrzyżowały się właśnie w tym dramatycznym momencie. Przygodna znajomość „z ulicy” stopniowo przerodziła się w coś więcej i wszystko było na dobrej drodze, by przeobraziła się w związek, gdyby nie drobny szczegół, o którym Kishimoto zapomniał poinformować swojego przyjaciela.*





Przedpłata: czekamy




piątek, 3 lipca 2015

News: Kiraboshi Dial nowością Kotori!

Nowości od Kotori! Na pierwszy rzut idzie:

Kiraboshi Dial
Autor: Natsume Isaku
Gatunek/tematyka: yaoi, komedia, okruchy życia
Ilość tomów: 1 (całość)
Szczegóły wydania: 130 x 182 mm, okładka miękka ze skrzydełkami
 Cena: 22,90 zł
Premiera tomu: grudzień 2015


Opis: Yousuke Toba jest lekarzem i właśnie zmierza do swojego nowego miejsca pracy, które znajduje się tam, gdzie, delikatnie mówiąc, diabeł mówi dobranoc. Dotarcie do górskiego miasteczka, celu tej podróży, wcale nie jest łatwe. Czas upływa, dzień się kończy i w pewnym momencie młody pan doktor ze zgrozą zdaje sobie sprawę, że najprawdopodobniej zabłądził. Z pomocą przychodzi mu mieszkaniec miasteczka, Kazuhiro Suga – choć właściwie słowo „pomoc” jest tu sporym nadużyciem, ponieważ mężczyzna okazuje się gburem, z którym nie da się po ludzku porozmawiać. Yousuke w najgorszych snach nie mógł sobie wyobrazić, że w wyniku zbiegu niefortunnych zdarzeń będzie musiał znosić towarzystwo tego aroganckiego człowieka.*





Przedpłata: czekamy