sobota, 7 marca 2015

Zakochany tyran tom 7 - Hinako Takanaga





Tytuł: Zakochany tyran
Tytuł alternatywny: Koi Suru Boukun, The Tyrant Who Falls in Love
Autor: Hinako Takanaga
Tom: 7
Wszystkich tomów: 9
Stan aktualny (JP): seria zakończona?
Wydawnictwo: Kotori
Liczba stron: 162
Ocena: 6/6



Ani różnica poglądów, ani różnica wieku, nic w ogóle nie może być powodem zerwania wielkiej miłości. Nic, prócz jej braku.” Maria Dąbrowska („Przygody człowieka myślącego”)

Morinaga nie od dziś jest niepoprawnym optymistą, który wierzy, że jego miłość znajduje się na doskonałej drodze do wielkiego, szczęśliwego finału w klimacie lovey dovey. Niestety nie ma pojęcia, co czai się w umyśle obiektu jego westchnień, a więc na istnym polu bitwy, gdzie umysł zaczyna ulegać naporom serca. Dla Tatsumiego to zbyt wiele, co skutkuje częstymi atakami złości i dezorientuje zatroskanego Morinagę. Jakby sytuacja nie była jeszcze wystarczająco skomplikowana, na horyzoncie pojawia się Masaki, którego przybycie jest powodem niemal euforycznej radości byłego kochanka. Nie trudno się domyślić, że porywczy Tatsumi, który zna doskonale historię dawnej miłości Morinagi, nie będzie zachwycony odwiedzinami, zaś jego choleryczny charakter da o sobie znać ze zdwojoną siłą.

Tatsumi od początku był bardzo trudnym i wyjątkowo opornym przypadkiem, który trzymał się swojej homofobii z całych sił i za nic nie chciał puścić. Niemniej jednak, w pewnym momencie jakby dał za wygraną i machnął ręką na upodobania seksualne upartego jak osioł Morinagi. Przyzwyczajenie i mimowolna sympatia względem młodszego mężczyzny przeważyły nad niechęcią, jednakże nie zmieniły specjalnie ich sytuacji. Tetsuhiro w dalszym ciągu jest żywym workiem treningowym, a wszystko dlatego, że z pasją równą tej, z którą wcześniej Tatsumi wydawał się nienawidzić homoseksualistów, odrzuca teraz swoje uczucia. Bezustanna walka jest drugą naturą tej postaci i właśnie to wydaje się być głównym tematem tego tomu. Nasz bohater zaciekle zmaga się ze świadomością swojej miłości, której nie chce zaakceptować, co wyzwala w nim negatywne uczucia. Czytelnik widzi to i doskonale rozumie, jednakże nie zagłębia się przesadnie w psychikę tej postaci, ponieważ sam Tatsumi nie ma pojęcia, co się z nim dzieje. Tak jak organizm zaczyna bronić się przed infekcją, tak i on mimowolnie barykaduje się za wściekłością, furią, sprawiającymi innym ból słowami. Im bliżej jesteśmy końca serii, tym gwałtowniejszy się staje, niczym diabeł w czasie egzorcyzmów. I to właśnie sprawia, że „Zakochany tyran” wciąż jest tytułem wyjątkowym, w którym bohaterowie ewoluują w miarę ukazywania się kolejnych części.

Pisząc o Tatsumim w kontekście siódmego tomu, nie można pominąć niezwykle istotnego tematu, jakim jest zazdrość, na którą nasz bohater tak naprawdę nie jest gotowy. Do tej pory, problem ten dotyczył w głównej mierze Morinagi, co było całkiem zrozumiałe. Teraz zazdrość staje się udziałem Souichiego i jak wszystkie odczuwane przez niego emocje, jest silna, gwałtowna i niemal szalona. Wyobraźcie sobie zazdrosnego choleryka. Czy nie kojarzy się Wam to z fajerwerkami wybuchającymi w zamknięty pomieszczeniu? Właśnie w taki sposób oddała ten problem Hinako Takanaga i sądzę, że zrobiła to naprawdę wiarygodnie. Nasz bohater i bez tego był wulkanem złości, zaś teraz wprost strzela w twarz śrutem przykrych słów i wydaje się nie mieścić w sobie całej tej wściekłości, jaką budzi w nim zazdrość. Tym samym, „Zakochany tyran” zamienia się w szalejące tornado emocji, a o optymizmie i humorze możemy na dłuższą metę zapomnieć. Jeśli chcecie wiedzieć, w jaki sposób autorka postanowiła poskromić ten bezlitosny żywioł, musicie sięgnąć po ten i następny tom. Nie będziecie żałować!


Patrząc na tę część naszej historii zastanawiam się poważnie, gdzie się podziała ta zabawna komedia z elementami dramatu, którą do tej pory czytaliśmy. Role się odwróciły i teraz to dramat dominuje. A wszystko dlatego, że to, co wydawało się poukładane, nagle zaczyna się rozsypywać, jak ciężko chory człowiek, który przed śmiercią czuje się lepiej by niespodziewanie odejść z tego świata. W „Zakochanym tyranie” jest to naprawdę spora zmiana i raczej nie mogliśmy się tego spodziewać, choć czasami było już ciężko i Morinaga musiał swoje wycierpieć. Przyznam jednak, że swoistym ostrzeżeniem dotyczącym tonu siódmej części z pewnością jest okładka, na której rzucają się w oczy smutne miny bohaterów. Osobiście zwróciłam na to uwagę od razy, jednakże nie spodziewałam się, że będzie na tyle poważnie i tak przygnębiająco. Do tej pory pojawiały się już większe lub mniejsze elementy dramatu, które teraz nałożyły się na siebie i prawdę mówiąc, jest to naprawdę mocna strona tego tomu, chociaż niecodzienna i w konsekwencji, czytelnik niewątpliwie czuje się trochę nieswojo, kiedy nagle uśmiech spełza mu z twarzy.

Niemniej jednak, autorka posłużyła się również połowicznym kontrastem dla tych depresyjnych wydarzeń, jako że w życiu Morinagi zaczyna układać się to, co od lat było w rozsypce. Problemy znane czytelnikowi z poprzednich tomów „Zakochanego tyrana”, gdzie były one naszkicowane, znowu stają się dominującym elementem, z tą różnicą, że teraz pozwalają zamknąć pewien bolesny rozdział życia. Tak przynajmniej powinno być, gdyby nie mały szkopuł – wspomniane już przeze mnie problemy. Tym samym, pozytywny składnik tomu jest słodko-gorzki, co również oddala od nas wspomnienie wcześniejszych zabawnych części. Mangaka ostrzega nas poprzez to, że potrafi tworzyć także dołujące historie, toteż powinniśmy mieć się na baczności.


Reasumując, w siódmym tomie czytelnik otrzymał od Hinako Takanagi coś zupełnie innego, niż do tej pory, a przy tym nie może narzekać na nudę, ponieważ bogata w emocje intryga miłosna zaogniła się naprawdę poważnie. Ton mangi wykonał zwrot o 180 stopni i przyznam, że żadna z wydanych wcześniej części nie kończyła się tak emocjonująco i dramatycznie jak ta. Tym samym, jest to jeden z najlepszych tomów.


2 komentarze:

  1. Autorka w tym tomie poddała pod wątpliwość wszystko co działo się do tej pory, z reguły czytelnik na takim etapie wydania widzi już tylko super urocze relacje i wszystko się układa, a tutaj wręcz przeciwnie... bohaterowie mogliby się nawet rozstać! Przeżycie ich związku nie jest oczywiste i to najbardziej mi się podobało, nic nie jest pewne. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą. Im bliżej końca, tym większego spokoju i słodyczy spodziewa się czytelnik, a tutaj otrzymuje coś zupełnie innego. W tym tomie autorka atakuje związek dosyć poważnie. Tego zazwyczaj się nie spodziewamy.

      Usuń