wtorek, 3 czerwca 2014

Labirynt uczuć - Kou Yoneda



Tytuł: Labirynt uczuć
Tytuł oryginalny: Doushitemo furetakunai
Autor: Kou Yoneda
Tom: 1 (całość)
Liczba stron: 226
Ocena: 6/6






Przeciwieństwa się przyciągają, słyszymy to często, ale czasami chyba nie zdajemy sobie sprawy z tego jak silny potrafi być ten magnes. Skoro jedna osoba jest w stanie popadać ze skrajności w skrajność, ziemia posiada dwa przeciwległe bieguny, zaś dobą rządzą księżyc i słońce, to dlaczego dwoje pozornie niepasujących do siebie ludzi nie miałoby dzielić tego samego uczucia? Czy to istotne jaki kolor noszą połówki jabłka, skoro idealnie się dopełniają? „Labirynt uczuć” to jedna z możliwych odpowiedzi na te pytania.

Shima Toshiaki nie ma łatwego życia. Mało że problemy zawodowo-prywatne zmusiły go do odejścia z renomowanej firmy, to jeszcze pierwszy dzień w nowej pracy rozpoczyna niezapomnianą przejażdżką windą z bardzo wczorajszym, skacowanym i śmierdzącym mężczyzną, który okazuje się być jego nowym przełożonym. Cóż, ta dwójka jest od siebie tak różna, jak to tylko możliwe. W przeciwieństwie do małomównego, spokojnego i niemal chłodnego Shimy, Togawa Yousuke jest chodzącą otwartością, ciepłem i niepohamowaną nachalnością. Podczas gdy pierwszy unika alkoholu i nikotyny, drugi nie potrafi sobie tego odmówić. A jednak tych dwoje coś do siebie nieoparcie przyciąga, jakby los chciał z nich obu zakpić, albowiem Shima jest gejem, który boi się zaangażować w związek bez przyszłości, zaś Togawa marzy o założeniu rodziny i dzieciach. Czy w takiej sytuacji jakikolwiek głębsza więź ma szanse rozkwitnąć i przetrwać?


Jak już nieśmiało napomniałam, „Labirynt uczuć” to tytuł, który składa się z kontrastów, ale warto zauważyć, iż nie dotyczą one wyłącznie zależności między bohaterami, ale odnoszą się także do innych elementów tej mangi. Wspomnieć można chociażby problem uczuć oraz marzeń. To one sprawiają, że na naszych oczach rozgrywa się zacięta walka pomiędzy niemal sprzecznymi pragnieniami serca. Przykładem może być sytuacja Togawy, który odczuwa potrzebę założenia rodziny, ale z premedytacją brnie w przeciwnym, wskazywanym mu przez żądzę, kierunku. Jego chęci nie łączą się w jedną całość i dlatego jest on zmuszony dokonać wyboru między siedzącymi w jego sercu dwoma kusicielami, z czego tylko jeden ma prawo do wygranej. Zresztą, w nie lepszej sytuacji jest Shima, który walczy ze sobą o wiele bardziej zaciekle, gdyż jego pragnienia ścierają się z rozsądkiem oraz strachem. Chłopak z jednej strony doskonale pamięta ból przeszłości, który powinien go czegoś nauczyć i nie chce dopuścić do powtórki, z drugiej jednak nie potrafi całkowicie odrzucić swoich potrzeb i uczuć, pragnie bliskości drugiej osoby. „Labirynt uczuć” rzeczywiście jest więc labiryntem.

W tym kontekście, na pierwszy plan wychodzi również motyw pokonywania swoich słabości oraz starcia toczonego we własnym wnętrzu. Albowiem Shima przypomina zabiedzonego szczeniaka, który jednocześnie pragnie być głaskanym i ucieka przed dotykiem obawiając się ciosu, zupełnie nie potrafi być szczery, z góry zakłada najgorsze scenariusze, nie wierzy w siebie i szczęśliwą przyszłość. Z kolei Togawa nie potrafi pogodzić się ze swoją traumatyczną przeszłością, która naznaczyła jego życie i bez przerwy się za nim ciągnie, a co więcej, ma swoje cuchnące nałogi, które drażnią wyczulony węch kochanka. Wszystko da się jednak przezwyciężyć, kiedy ma się ku temu odpowiednią motywację, a tej bohaterom nie brakuje, kiedy tylko spojrzą na swoje problemy z innej perspektywy i zostaną przyciśnięci do muru.


Warto zauważyć, iż wbrew pozorom „Labirynt uczuć” nie skupia się wyłącznie na emocjach i uczuciach, ale także przedstawia obraz japońskiego społeczeństwa pracującego w przedsiębiorstwach. Czytelnik widzi jak delikatną sprawą w miejscu pracy jest homoseksualizm i czytając między wierszami może dojść do pewnych wniosków. Ot, zdecydowanie rozsądniejszym rozwiązaniem jest ukrywanie odmiennych preferencji seksualnych, niż ich ujawnianie, nawet jeśli otoczenie to akceptuje. Co więcej, manga przedstawia nie tylko ludzi, dla których seksualność, własna bądź innych, nie stanowi najmniejszego problemu, ale i tych, którzy próbują ukryć swoją żądzę względem osób tej samej płci, uważając ją za coś wstydliwego, czy też rezygnują z bezowocnego związku na rzecz zakładania rodziny. Naturalnie, motywy te nie są w mandze niczym nowym, jednakże swoją obecnością rzucają światło na realia życia homoseksualnych salarymenów.

Jeśli zaś chodzi o kreskę, cechuje ją przyjemna dla oka prostota i przejrzystość, które Kou Yoneda zyskuje dzięki redukcji szczegółów do niezbędnego, niepozbawionego smaku minimum. Kadry w większości nie posiadają dalszego planu bądź jest on tylko subtelnie zarysowany. Tym samym, to przede wszystkim na bohaterach koncentruje się cała uwaga czytelnika, który w ten sposób pozostaje skupiony na przedstawionej historii. Kolorystycznie „Labirynt uczuć” określiłabym jako szachownicę, gdyż kadry jasne przeplatają się z ciemnymi, biel stanowi wyraźny kontrast dla czerni i rzadko się z nią zlewa. Sądzę, że wychodzi to mandze na dobre.


Podsumowując, „Labirynt uczuć” jest tytułem interesującym, w którym fabułę wyznaczają emocje i uczucia bohaterów, a tym samym mangaka stawia psychikę postaci ponad akcją. Jest to więc pozycja naprawdę wartościowa, którą po prostu trzeba poznać. Zresztą, czytelnik znajdzie tutaj także elementy komediowe, dzięki którym całość staje się lżejsza i bez wątpienia spodoba się tym większej liczbie osób.




4 komentarze:

  1. Nie jestem zwolenniczką yaoi, ale zauważyłam, że kiedy czytam twoje opinie mam nieodpartą chęć sięgnięcia po dane mangi( to jest komplement XD). Właśnie tak się teraz czuję: chcę zobaczyć czy tam manga jest taka dobra jak piszesz :3 Cóż, czas pokaże ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że moje mangi zachęcają. Ja mam kota na punkcie yaoi, więc trzeba być zawsze ostrożnym, ponieważ każdy ma inny gust. Czasami trzeba jednak zaryzykować żeby przekonać się, co nam odpowiada, a co jednak nie. Ryzyko zawodowe, że tak to nazwę ^^"

      Usuń
  2. Możesz choć troszkę przybliżyć jak wygląda polskie wydanie (tzn. rozmiar, czy ma obwolutę, jakość papieru...). Zastanawiam się nad zakupem "Saezuru" i nie wiem, czy brać naszą wersję, czy inwestować w japońską... Jeszcze nie miałam nic by Kotori w rękach i nie wim czego można się spodziewać po ich wydaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o wydanie polskie to jest takie jak wszystkie mangi Kotori. Okładka ze skrzydełkami - Kotori nigdy nie daje obwoluty, format 13,0 x 18,2, druk na białym papierze (takim jak u np. Waneko). Osobiście nie narzekam. Do wydań Kotori już się przyzwyczaiłam, ale kiedy miałam ich mangę w rękach pierwszy raz, byłam zachwycona wydaniem, ponieważ jest solidne i ładne. Czytałam też wiele pozytywnych opinii na ten temat.

      Usuń