niedziela, 30 listopada 2014

Lament Jagnięcia tom 1 - Kei Toume




Tytuł: Lament Jagnięcia
Podtytuł: Hitsuji no Uta
Tytuł alternatywny: Histuji no Uta, Lament of the Lamb
Autor: Kei Toume
Tom: 1
Wydawnictwo: Ringo Ame
Liczba stron: 200
Ocena: 5+/6






Powiedzcie szczerze, jak reagujecie na słowo „wampir”? Na kogo z Was działa ono jak płachta na byka, a kto rozkoszuje się nim zacierając ręce? Nie oszukujmy się, każdy z Was słysząc o wampirach ma pewnie w głowie jakiegoś paranormalnego krwiopijcę, który w mniejszym lub większym stopniu podbija niewieście serca – ot, zboczenie XXI wieku. Tak się jednak składa, że „Lament Jagnięcia” to zupełnie inna liga historii, w których pojawia się motyw picia krwi. Wyobraźcie sobie zwyczajnych ludzi, których dotyka bardzo rzadka, dziedziczna choroba niszcząca psychikę, odbijająca się na ciele, zamieniająca zwyczajne życie w dramat. Witajcie w świecie „Hitsuji no Uta” – „Lamentu Jagnięcia”, gdzie to czego pragnie wymęczone ciało i schorowany umysł znajduje się poza zasięgiem normalnego człowieka.

Do tej pory, Kazuna Takashiro nie był nikim nadzwyczajnym. Ot, szary, przeciętny chłopak porzucony przez ojca, wychowywany przez wujostwo, zakochany w równie zwyczajnej dziewczynie. Los nie jest jednak dla niego łaskawy, ponieważ Kazuna powoli podupada na zdrowiu i z jakiegoś powodu coraz częściej śni o przeszłości, o utraconych bezpowrotnie bliskich. Postanawia nawet wrócić w rodzinne strony, gdzie spodziewa się zobaczyć co najwyżej ruinę dawnego domu, ale ku swojemu zaskoczeniu stwierdza, że dom jest zamieszkany. Wtedy też wpada na swoją niewidzianą od wielu lat siostrę, Chizunę, którą ojciec zabrał ze sobą, gdy odchodził. Nagle wszystko komplikuje się w zastraszającym tempie, jako że dziewczyna zdradza Kazunie tajemnicę rodzinnej przypadłości i wyjaśnia przyczynę rozstania, zaś chłopak zauważa u siebie pierwsze symptomy choroby, na jaką cierpiała matka i siostra. W jego wnętrzu budzi się pragnienie, a świat staje na głowie.

Czy zastanawialiście się kiedykolwiek nad pytaniem o to, czym tak naprawdę jest wampiryzm? Przecież miłosne historyjki dla młodych dziewcząt spragnionych dreszczyku emocji nie mają monopolu na to słowo, a jednak to właśnie takie jednoznaczne skojarzenia nasuwają się chyba najczęściej. To właśnie nawał tego typu tytułów sprawił, że ludzie dostają białej gorączki ilekroć słyszą to magiczne choć przeklęte słowo: wampir. Tak się jednak składa, że Kei Toume tchnęła w motyw wampiryczny zupełnie nowe życie, a to za sprawą recenzowanej przeze mnie mangi. W „Lamencie Jagnięcia” pragnienie krwi jest chorobą, która dotyka ludzką psychikę z podobną siłą, co ciało. Organizm potrzebuje składników, które tylko krew może mu zapewnić, toteż symptomy tejże choroby odpowiadają znanemu nam doskonale wampiryzmowi. Wyobraźcie sobie, że mózg wysyła Wam sygnały mówiące o ogromnym pragnieniu. Całe ciało zaczyna odczuwać brak wody, a ona znajduje się na wyciągnięcie ręki. Jest tak blisko, a zarazem tak daleko, ponieważ nie wolno Wam jej tknąć, nie wolno Wam zaspokoić tego pragnienia, które z czasem może przerodzić się w prawdziwą obsesję. Oto i głód, z jakim zmagają się dotknięci chorobą bohaterowie tej mangi. Nie będę owijać w bawełnę, Kei Toume naprawdę trafiła w sam środek tarczy i stworzyła serię, która stanowi brakujące ogniwo zdrowego rozsądku w motywie wampirycznym. Właśnie dlatego, mam nadzieję, że dotrze „Lamentem Jagnięcia” do wszystkich, którzy stracili już wiarę w to zagadnienie, ponieważ ostatnie słowo nie zostało jeszcze powiedziane.

Kiedy patrzę na wyszczególnione przeze mnie punkty, które pragnę poruszyć w tej recenzji, zauważam, że pierwszy tom mangi w dużej mierze skupia się na skutkach choroby. Nie chodzi tu jedynie o omówione już przeze mnie pragnienie, ale o zdecydowanie szerszy kontekst. W „Lamencie Jagnięcia” widzimy, jak ten niecodzienny problem zdrowotny niszczy rodzinę, czyniąc relacje międzyludzkie niezwykle trudnymi. Kochający rodzic zostaje zmuszony do porzucenia dziecka, a dokładniej mówiąc do odizolowania zdrowego potomka od nieszczęść wiążących się z rodzinną dolegliwością. Odbywa się to na zasadzie „mniejszego zła”, czyli doskonale nam znanej metody sprawienia komuś jednorazowego bólu, który powinien z czasem zniknąć, w miejsce wieloletniego męczenia się z problemami i powolnego wyniszczania się. Tak przynajmniej możemy to odczytać z wyjaśnień Chizuny. Mam nadzieję, że w przyszłych tomach wątek państwa Takashiro powróci i zostanie rozwinięty, ponieważ rodzice naszych bohaterów bez wątpienia są postaciami, które mają wiele do zaoferowania.


Innym z następstw choroby, całkowicie przeciwnym do poprzedniego, jest zbliżenie się do siebie ludzi, którzy nigdy nie przypuszczali, że w ogóle do tego dojdzie. A jednak, tak jak wcześniej choroba rozdzieliła rodzeństwo, tak teraz zaczyna je do siebie zbliżać. Nie oszukujmy się, więzy krwi nie mają tutaj nic do rzeczy, ponieważ w tym tomie nićmi łączącymi Kazunę z Chizuną są ból i cierpienie związane z ich dolegliwościami oraz zrozumienie płynące z podobnych doświadczeń. Kei Toume nie bawi się w łzawe, wydumane momenty i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, iż dwójka jej bohaterów jest sobie całkowicie obca, co zresztą oboje zaznaczają. Zastanówcie się, kto przy zdrowych zmysłach uznałby za prawdopodobną scenę, gdzie siostra i brat wpadają sobie w ramiona tylko dlatego, że mają wspólnych rodziców? Mangaka jest w pełni świadoma tego, że fakt dzielenia tej samej choroby z innym człowiekiem jest w stanie związać obce sobie osoby bez porównania silniej niż rodzinne sentymenty. I za to należy jej się głęboki ukłon.

Na koniec, problem błędnego koła, czyli powtarzanie błędów rodzica, poprzez nieświadome uznawanie tego samego rozwiązania za właściwe. Dostrzegamy to w działaniach Kazuny, który może nawet nie zdając sobie z tego sprawy, w pewnym stopniu robi to samo, co dawniej zrobił jego ojciec, a więc niczego nie tłumacząc, odsuwa chorą jednostkę od zdrowej poprzez „mniejszy ból”. Możemy uznać to za szablonowy obrót spraw, jako że podobne rozwiązania znajdziemy wszędzie, jednakże prawda jest taka, iż i w tym wypadku autorka stawia na najbardziej prawdopodobny sposób postępowania zwyczajnego człowieka. Jej bohater sięga po pierwsze rozwiązanie, jakie tylko jest w stanie wymyślić nie znając jeszcze zbyt dobrze swojego problemu i wszystkich jego skutków. Co więcej, myślę, że takie działanie narzuca wręcz pytanie o inne sposoby radzenia sobie z problemem niebezpiecznej dla otoczenia choroby. Czy naprawdę poza ucieczką i alienacją nie ma innej drogi, zaś koniec może być tylko jeden? Podejrzewam, że odpowiedzi na te pytania będziemy mogli szukać w kolejnych tomach serii.


Jeszcze kilka słów o szacie graficznej, która zapewne zwróciła uwagę wielu osób. Przede wszystkim pragnę zauważyć, iż obwoluta mangi jest naprawdę wyjątkowa, jako że przedstawia obraz na płótnie, na którym znajduje się dwójka naszych bohaterów, a jest to bardzo ważne, jeśli weźmiemy pod uwagę to, iż Kazuna należy do szkolnego koła malarskiego, podobnie jak obiekt jego westchnień. Prawdę mówiąc, rzadko trafiamy na mangi, które już na etapie obwoluty zdradzają jakiś szczegół treści, a w tym wypadku tak właśnie się dzieje. Tym samym, nie jest to przypadkowa ilustracja będąca „twarzą” mangi, ale przemyślany zabieg, który ma przemówić do czytelnika. Jeśli zaś chodzi o wnętrze i kreskę mangaki, czernie, biele i szarości równoważą się, dzięki czemu manga nie przytłacza i bez wątpienia pasuje do opowiadanej przez Kei Toume historii, która z powodzeniem może trafić zarówno do dziewcząt, jak i do chłopców. Zauważmy, iż coraz częściej spotykamy się z tytułami, których odbiorców determinuje kreska – wystarczy spojrzeć na komentarze do ogłaszanych przez wydawnictwa zapowiedzi. I tak, zbyt piękni bohaterowie – seria dla bab; zbyt dużo mężczyzn – seria dla bab w dodatku z gejami; prosta, jasna kreska – shouneny; tytuły dla starszych czytelników – w tym wypadku seinen –  odznaczają się za to brakiem przesadnej delikatności rysunku. Można więc powiedzieć, że „Lament Jagnięcia” odpowiada tym (niezrozumiałym dla mnie) nowym trendom, co mam nadzieję przekona większą liczbę osób do sięgnięcia po tę niekonwencjonalną historię o krwiopijcach.

Krótko mówiąc, jeśli na dźwięk słowa „wampir” zaczyna Was mdlić, a włosy stają Wam na głowie to „Lament Jagnięcia” jest tytułem przeznaczonym właśnie dla Was. To nie kolejny krwawy horror, to nie słaby romans paranormalny, ale dramat psychologiczny, który spodoba się każdemu, kto szuka tytułów z głębią i znaczeniem. Walka z chorobą dopiero się rozpoczyna, a co ze sobą przyniesie, dowiemy się w kolejnych tomach.


4 komentarze:

  1. Podchodziłam do tego tytułu jak do ognia i omijałam szerokim łukiem ze względu na pozory jakie sprawiała. Przyznaję, że wyrobiłam sobie opinię o wydawnictwie po ich premierze (Dia Game), okładka nie napawała mnie entuzjazmem, a słowo "wampir" dobiło gwóźdź do trumny.

    Twoja recenzja mnie jednak przekonała, zawsze urzekało mnie dobre przedstawienie walki wewnętrznej (Tokyo Ghoul - Kaneki Ken- pod tym względem bardzo przypadł mi do gustu, również vampire knight - postać Zero- miał w sobie coś ciekawego). Ciężko jest to ciekawie zobrazować, szczególnie że te sceny definiują dalszy rozwój fabuły - czy ktoś się stanie tym złym co uległ pokusie czy dobrym i jak będą tego konsekwencje.

    ps. "zbyt piękni bohaterowie – seria dla bab; zbyt dużo mężczyzn – seria dla bab w dodatku z gejami; " -> made my day :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście szczerze polecam ten tytuł, ponieważ wiem doskonale, jak bolesnym dla uszu jest ostatnio słowo "wampir" i dlatego ten tytuł wydaje się właśnie ratować "dobre imię" wampiryzmu.

      Usuń
  2. Zastanawiałam się nad tym tytułem, a każda kolejna recenzja przekonuje mnie, że warto po niego sięgnąć - podobnie zresztą jak po "Przekleństwo siedemnastej wiosny" (niesłusznie oskarżane o bycie yaoi, głównie na podstawie kreski i okładki, więc mamy tu taką sytuację, o jakiej piszesz w swojej recenzji).
    Szkoda tylko, że tak dużo tytułów do kupienia, a pieniędzy tak mało :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam ten ból, kiedy skarbonka świeci pustkami ^^" Osobiście miałam od lat opracowaną metodę opierającą się na zbieraniu pieniędzy kosztem drugiego śniadania w szkole. Niestety, koniec nauki oznacza życie na oparach z tego, co jeszcze zdołałam zaoszczędzić w trakcie studiów.

      Usuń