poniedziałek, 22 grudnia 2014

Kwiaty grzechu tom 4 - Lee Hyeon-Sook




Tytuł: Kwiaty grzechu
Tytuł alternatywny: Ak-eui Kkot, The Flower of Evil
Autor: Lee Hyeon-Sook
Tom: 4
Wszystkich tomów: 7
Stan aktualny (KR): seria zamknięta
Wydawnictwo: Kotori
Liczba stron: 174
Ocena: 5+/6







Ludzie uwielbiają dramaty, nie potrafią znieść przesadnej słodyczy, zbyt dużej radości bohaterów czy łzawych happy endów, a jednak kiedy mają pod ręką prawdziwy, bardzo prawdopodobny dramat, nie potrafią go docenić, uciekają od trudnego tematu, który stwarza prawdziwy problem. Jak to jest, że czytelnicy wolą wydumane, naciągane życiowe komplikacje, zamiast sięgnąć po tytuł, który ma do zaoferowania prawdziwe mury, których nie sposób przeskoczyć? Nie wiem, jak to w ogóle możliwe, że tytuł tak skrupulatnie i starannie tworzony, jak „Kwiaty grzechu” może przejść koło licznych czytelników niemal niezauważony, ale to już strata tych, którzy boją się prawdziwego dramatu i wolą chwytać się słabych, umownych problemów zamiast stawić czoła czemuś prawdziwemu. Ci, którzy sięgnęli po tę manhwę z pewnością wiedzą, o czym mówię, a inni może powinni się zastanowić nad tym, czy aby na pewno słusznie odwracają głowę od tego tytułu.

Sewa postanawia zrobić bratu na złość i przenocować u Sungchana, który z niejaką przyjemnością zaoferował jej pomoc i bezpieczne schronienie na noc. Podobna decyzja spotyka się z wielkim niezadowoleniem Sejoona, a nawet z jego wściekłością. Wprawdzie plan snu poza domem nie wychodzi tak, jak dziewczyna sobie to wyobrażała, ale mimo wszystko zaistniały problem zbliża ją do kolegi z dzieciństwa i jest ciosem dla ciągle niezadowolonego brata. Rodzeństwo nadal prowadzi swoją dziwną grę, szukając sposobów by sprawiać siebie nawzajem ból, a przy okazji ranią innych. Na domiar złego, pod postacią byłej dziewczyny, o uwagę upomina się także przeszłość Sungchana, który ukrywa zdecydowanie więcej niżby mogło się wydawać. Mimo wszystko między nim a Sewą pojawia się pewna nić porozumienia, która jest solą w oku coraz bardziej zazdrosnego Sejoona.


O tym, że „Kwiaty grzechu” są manhwą skupiającą się nie na wydarzeniach, ale na ludziach, wiemy już od pierwszego tomu i upewniamy się o tym, z każdą kolejną częścią. Kawałek po kawałku budujemy pełniejszy obraz postaci, modyfikujemy go, uaktualniamy, jako że każdy tom przynosi coś nowego, każdy tom coś zmienia. Tym samym, bohaterowie Lee Hyeon-sook są jak rzeka – niby wyglądają tak samo, ale nigdy nie są tacy jakimi byli poprzednio, a ich ewolucję najdokładniej widać w tomie czwartym. Na tym etapie historii, nikt nie pozostał niezmieniony, każdy odkrył przed czytelnikiem jakieś karty i każdy ma coś jeszcze do zaoferowania, ale to Sewa przeszła na naszych oczach największą metamorfozę. Dzięki usilnym staraniom Sungchana, który wyraźnie ma coś za uszami, dziewczyna zaczyna otwierać się na niego, a tym samym na świat zewnętrzny, który wychodzi poza cztery ściany jej domu, rodziców oraz brata bliźniaka. Niedostępna, chłodna i trzymająca wszystkich na dystans outsiderka najwyraźniej zaczyna reagować na uczucia inne niż miłość do Sejoona, powoli mięknie, normalnieje. Wprawdzie wciąż podporządkowuje swoje serce zakazanemu uczuciu, ale teraz jest w stanie również żyć w świecie, nawet jeśli rozszerzył się on tylko o jedną osobę. Jej kreacja jest więc naprawdę godna podziwu i bez wątpienia była szczegółowo przemyślana, jako że Lee Hyeon-sook w perfekcyjny sposób formuje postać Sewy i jej skomplikowaną psychikę.


Tak się składa, że tym razem to osoba Sejoona została przedstawiona w sposób bezsprzecznie negatywny i to on wprowadza do historii wyraźny kontrast „wykorzystywania”. Chłopak wydawał się do tej pory być w miarę rozsądny, chciał uwolnić siebie od Sewy i Sewę od siebie, jednakże teraz jego maska opada i Sejoon już nawet nie kryje swoich prawdziwych intencji wobec innych osób. O ile jego siostra miała nieprzyjemny nawyk wykorzystywania sytuacji, by zwrócić na siebie uwagę brata, o tyle chłopak okazuje się bardziej bezwzględny, gdyż do swoich celów wykorzystuje ludzi. Za wszelką cenę chce zranić Sewę, siłą odepchnąć ją od siebie, ale jednocześnie nie może znieść myśli, że ona wydaje się naprawdę od niego odsuwać. Jest jak zwierzę w klatce, które nie wie czego chce, miota się, wścieka, nie panuje nad emocjami. Kryjąca się w nim bestia jest żądna krwi, choć wciąż tkwi na uwięzi. Prawdę mówiąc, Sejoon jest pod tym względem bardziej niestabilny niż siostra, która przynajmniej zawsze miała jeden cel, podczas gdy on był bezustannie zagubiony, niezdecydowany, pełen sprzeczności. Tym samym, dramat psychologiczny, który wypełnia „Kwiaty grzechu” po brzegi staje się tym intensywniejszy i w kolejnych tomach może nieść za sobą wszystko.

Prawdę mówiąc, w tej części prezentowanej przez autorkę historii możemy doszukać się elementu, którego tak naprawdę wcześniej nie było, jako że uczucia, jakimi darzyli się wszyscy bohaterowie były faktem. Czytelnik po prostu się o nich dowiadywał i musiał je zaakceptować. Teraz sytuacja się zmienia, gdyż Lee Hyeon-sook wprowadziła do swojej manhwy budzące się uczucie, które rodzi się na naszych oczach, chociaż uświadamiamy sobie to dopiero pod koniec tego tomiku. Wiąże się to ściśle ze zmianami, jakie zaszły w jednej postaci i właśnie rozpoczęły się w drugiej, której status emocjonalny nie był do końca jasny. Czytelnik mógł dać się zwieść czułym słówkom lub zachować czujność, ale teraz sprawa wydaje się oczywista. Należy przyznać, że ten nowy wątek miłosny został wprowadzony w odpowiednim momencie i w perfekcyjny sposób, gdyż nie jest uczuciem budowanym na piasku, ale wznosi się na mozolnie stawianych fundamentach zasadności.


Swoje istotne pięć minut w tym tomie znalazła także postać Siyeon, niedocenionej dziewczyny Sejoona, która w jego rękach już nie raz wydawała się tylko zabawką. Inteligentna, utalentowana i ładna, beznadziejnie zakochana i dlatego skłonna walczyć w swojego wybranka. Do tej pory nie odznaczała się niczym szczególnym, układnie starała się dać rodzeństwu czas na poukładanie swoich spraw, ale w konsekwencji stawała się tylko ofiarą złości Sewy i gierek Sejoona. Jak dowiadujemy się w tym tomie, jej pogoń za ukochanym odbiła się zarówno na wynikach w nauce, jak i na jej charakterze, jako że również w niej zaczyna budzić się mrok. Jak na razie jest zaledwie cieniem, ale zazdrość, ból urażonej dumy i zdradzonych uczuć daje o sobie znać. Mimo wszystko, Siyeon chyba jako jedyna naprawdę może odwrócić się od szalonych w swojej miłości bliźniąt i tym samym ułożyć sobie życie z dala od dramatów oraz wielkich i małych tragedii, jakie niosą za sobą uczucia. Mam wrażenie, że jej postać jest tą jedyną naprawdę niewinną, która stała się prawdziwą ofiarą rodzeństwa, co najwyraźniej zaczęła już sobie uświadamiać. Przyznaję, że do tej pory nie przepadałam za Siyeon, jednakże teraz naprawdę patrzę na nią inaczej i współczuję jej tych wszystkich bezowocnych starań, które z góry skazane były na niepowodzenie.

Podsumowując, czwarty tom „Kwiatów grzechu” to swoiste odwrócenie ról, nowe oblicza bohaterów, uśpienie jednej bestii i obudzenie drugiej. Historia zakochanych w sobie bliźniąt od początku była fascynująca i mroczna, skupiała się na psychologicznym ukazaniu postaci oraz na dramacie zakazanego uczucia i wynikającym z niego szaleństwie, ale jakimś cudem z tomu na tom robi się coraz ciekawiej, a wszystkie zalety manhwy wydają się nabierać jeszcze większej intensywności.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz