wtorek, 23 grudnia 2014

¡Viva la FIFA! tom 1 - Agata „LLP” Sutkowska





Tytuł: ¡Viva la FIFA!
Autor: Agata „LLP” Sutkowska
Tom: 1
Wszystkich tomów: 2 (planowanych 7)
Stan aktualny (PL): seria otwarta
Wydawnictwo: Kotori
Liczba stron: 168
Ocena: =5/6






Starzy mangowi wyjadacze słysząc o footballu na pewno mają przed oczyma ten sam tytuł, który naznaczył także lata mojej młodości: „Captain Tsubasa” („Kapitan Jastrząb”) – manga pożądana, ale nigdy nie wydana na naszym rynku, co uważam za nieodżałowaną stratę. Wielu z Was zapewne machnie ręką i uzna, że polski komiks „¡Viva la FIFA!” nigdy nie zastąpi nam tego japońskiego hitu, zawsze obecnego w naszych sercach, więc po co w ogóle po niego sięgać. Ale po co właściwie miałby zastępować cokolwiek? Agata Sutkowska dała nam to, czego tak bardzo nam brakowało przez wszystkie te lata – komiks sportowy, którego sercem jest piłka nożna i za to niech jej będą dzięki, ponieważ mnie nim do siebie przekonała.

Pod gorącym słońcem Brazylii, w samym Rio de Janeiro, gdzie ogromny pomnik Jezusa Odkupiciela każdego dnia z otwartymi ramionami wita mieszkańców, przejezdnych i turystów, łaciata piłka urasta do rangi świętości, gdy toczy się po trawie bądź szybuje w powietrzu by zatrzymać się w siatce lub chociaż przekroczyć tę magiczną linię wyznaczającą granicę między boiskiem a bramką. Wbrew pozorom, to właśnie ona jest prawdziwą gwiazdą pośród głośnych krzyków i wiwatów publiki czekającej na ostatni gwizdek. Choć ma ogromne powodzenie, piłka nie jest niestety samowystarczalna, toteż potrzebuje rąk i nóg, pędu, siły, ruchu. Całe szczęście, przez te najważniejsze 90 minut, wszystko to zapewnia jej dwudziestu dwóch ludzi, którzy uganiają się za nią, konkurują o nią, a nierzadko nawet wszczynają awantury byle tylko ją zdobyć. Nastoletni Jurek Kos jest jednym z jej adoratorów i zajmuje pozycję bramkarza w drużynie liceum Todos os Santos. Gdzieś tam, pod jego niezdarnością i rozkojarzeniem, kryje się talent, który bardzo trudno z niego wyciągnąć. Niestety, kiedy do drużyny dołącza nowy, utalentowany zawodnik, Jurek nie ma zbyt wiele czasu na zabawę w fajtłapę. Albo da z siebie wszystko, albo może pożegnać się ze szkolną drużyną, a tego z pewnością by nie chciał.


Odłóżmy na bok temat sportu i skupmy się na tym, co poza piłką nożną możemy znaleźć w „¡Viva la FIFA!”, a warto wspomnieć, iż autorka w dużym stopniu nawiązuje w swoim komiksie do zwyczajnego życia i codziennych problemów swoich bohaterów, które wcale nie są tak odległe od naszych. Na pierwszy plan wysuwa się niełatwe zadanie polegające na znalezieniu swojego miejsca na ziemi. Każdy z nas pragnie przecież tego małego kącika, w którym czuje się sobą, jest otoczony akceptującymi go ludźmi, ma poczucie bezpieczeństwa i bycia „na miejscu”. Tak też ma się sprawa z naszym głównym bohaterem, który pragnął i odnalazł to swoje miejsce, a teraz trzyma się go z całych sił, ponieważ jego utrata oznaczałaby samotność. Tego Jurek boi się chyba najbardziej i czytelnik widzi, jak bardzo zdesperowany jest nastolatek, który nie chce utracić tego, co jest dla niego cenne. Co więcej, autorka wprowadza także postać młodego Serba, który będąc wyraźnym przeciwieństwem Kosa, jednocześnie wydaje się do niego podobny. Różnica polega na tym, że Jurek znalazł już ten swój kącik na ziemi, podczas kiedy Serb dopiero go poszukuje. „¡Viva la FIFA!” porusza więc problem bardzo powszechny i odgrywający istotną rolę w życiu młodego człowieka, który z każdym dniem zbliża się ku dorosłości i wyborom pomiędzy marzeniami a tą często łatwiejszą drogą.


Sprawa kolejna to przyjaźń, czyli temat rzeka – w szczególności, kiedy idzie o płeć męską. Jak myślicie, ile różnych obliczy potrafi przybierać takie męskie braterstwo? Przyznam się szczerze, że ja tego nie zliczę, ale Agata Sutkowska postanowiła zmierzyć się z tym tematem i już teraz prezentuje nam kilka interesujących „zestawów przyjaźni”. W tym miejscu pojawia się jednak drobny problem. Kiedy w ogóle między chłopakami tworzy się więź silniejsza niż zwykła znajomość? Podziwiam autorkę, która postanowiła skupić się w swojej historii na chłopcach, jako że w swojej prostocie potrafią być niezwykle skomplikowani. Nie oszukujmy się, ile to razy dwóch samców daje sobie w łeb, by później stać się najlepszymi kumplami. Tak, męskie przyjaźnie potrafią być naprawdę niezrozumiałe, fascynujące i jedyne w swoim rodzaju. Jestem więc bardzo ciekawa, jak z tym zadaniem poradzi sobie autorka, za którą trzymam mocno kciuki.

W tym tomie „¡Viva la FIFA!”, liźniemy także poważniejszych problemów, które rozwijają się w mniejszym bądź większym stopniu już teraz, a w kolejnych częściach będą niewątpliwie kontynuowane. Jednym z nich jest rodzina, jej rozpad i w konsekwencji, brak wsparcia ze strony bliskich, duma z własnych osiągnięć przeradzająca się w zawód, radość ze wspólnie spędzanych chwil przyjmująca postać samotności. Od takich zgryzot nie da się uciec, ponieważ dotykają wielu młodych ludzi, w których życiu rodzinnym nie układa się tak, jakby sobie to wymarzyli. Jest to więc kadr wycięty z życia zwykłego nastolatka, którego rodzice rozeszli się i postanowili zacząć od nowa. Drugim problemem, jaki zostaje nam przedstawiony jest narkobiznes. Jak na razie nie mamy z nim do czynienia w stopniu pozwalającym na jednoznaczne konkrety, jednakże bez wątpienia jest to grubsza sprawa, która nie przejdzie w komiksie bez echa i może odbić się na wszystkich bohaterach oraz ich drużynie.


Co się zaś tyczy kreski, jest to naprawdę twardy orzech do zgryzienia. Można na nią narzekać, ale nie trzeba i przyznam, że ja nie mam najmniejszego zamiaru tego robić, ponieważ mnie osobiście kreska autorki nie przeszkadza. Określiłabym ją mianem „raczej przyjemnej” i „nie najgorszej”, gdyż pozostawia trochę do życzenia, jest raczej prosta i bardzo charakterystyczna, jednak z drugiej strony, chyba nikt nie oczekuje, że komiks o sporcie będzie charakteryzował się zniewalająco wyglądającymi bohaterami nadającymi się perfekcyjnie do romansideł. Podejrzewam także, że w przyszłych tomach kreska się wyrobi, na co wskazywałaby okładka, toteż czekam na kontynuację cierpliwie.

Nie będę owijać w bawełnę, jako że nie jest to tajemnicą, football od czasów dzieciństwa jest jedną z moich największych słabości, toteż sięgnięcie po „¡Viva la FIFA!” było tylko kwestią czasu, a reedycja tego tytułu okazała się idealną okazją do działania. Mój organizm otrzymał swoją tomową dawkę upragnionej tematyki, a teraz czeka na więcej tych rozkosznych dreszczy, jakimi reaguje na piłkę nożną. Nie zapominajmy jednak, że autorka nie skupiła się tylko na sporcie, ale również na prawdziwym życiu swoich bohaterów, czym tchnęła w swoją historię duszę. Jej komiks przypomina więc siłacza o wrażliwym sercu i podejrzewam, że taki obraz „¡Viva la FIFA!” już zawsze będzie obecny w mojej świadomości, od tomu pierwszego aż po ostatni.




*Załączone w recenzji skany pochodzą ze strony deviantart autorki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz